
W materiale z tego tygodnia zapoznamy was z jednym ze szczególnie miodoustych prawosławnych duchownych, autorem kilku książek – z cypryjskim metropolitą Atanazjuszem Limasolskim. Opowie nam o tym, jak był świadkiem komunikacji z Przenajświętszą Bogarodzicą.
Sława Bogu za to, że Przenajświętsza Bogarodzica nas nie opuszcza!
Moją drogę do monastycyzmu poprzedziło zapoznanie się ze starcem Paisjuszem. Byłem już studentem Fakultetu Teologicznego Uniwersytetu w Salonikach. To się zdarzyło na jednym z naszych pierwszych spotkań, właściwie tego wieczoru, kiedy po raz pierwszy zostałem razem z nim w jego pustelni. Wtedy jeszcze nie dokonywał swoich dokonań w Panagudzie, lecz w pozostawionej mu poprzez rosyjskiego starca Tichona celi „Podwyższenie Krzyża Pańskiego” w obrębie monasteru Stavronikita. Była wigilia święta Podwyższenia Krzyża Pańskiego, w roku 1977, więc było to święto naszej świątyni. Mimo to, nic nie zwiastowało tego, co miało się wydarzyć…
Wtedy starzec po raz pierwszy pobłogosławił mnie, bym się modlił na czotkach i pokazał mi jak się to robi. Odeszliśmy każdy do swojej celi.
– Około północy cię wezwę i pójdziemy do świątyni – uprzedził mnie starzec i wyjaśnił, że tam przeczytamy sekwencję przed świętą Komunią.
I naprawdę, około pierwszej w nocy starzec mnie wezwał. Poszliśmy razem do świątyni. To była taka malutka cerkiew: zaledwie pięć ikonek i jedna stasydia /rodzaj krzesła w cerkwi, zazwyczaj dla śpewaków na klirosie i in. – not. tłum./.
W świątyni zapaliłem świeczkę i zaczęliśmy czytać na zmianę sekwencję przed św. Komunią. Na Atosie taką wspólną modlitwę czyta się tak: jeden czyta tropariony, a drugi – wersety, które w modlitewnikach są zaznaczone na czerwono: „Chwała Tobie, Boże nasz, chwała Tobie“, „Przenajświętsza Bogarodzico, zbaw nas“ itd.
I oto, jak gdyby to było teraz, pamiętam, że ojciec Paisjusz powiedział:
– Przenajświętsza Bogarodzico, zbaw nas! – a ja zacząłem czytać pilnie troparion „Mario, Matko Boża”, kiedy w świątyni nagle zapanowało jakieś prawie bezszelestne, ale odczuwalne brzmienie, wysokie, ale jednocześnie niezauważalne, jak „szmer łagodnego powiewu” (1 Krl 19:12). Przy tym cała świątynia zabłysła światłem, a kadzidło przed ikoną Przenajświętszej Bogarodzicy zaczęło się kołysać …
Patrzyłem zdziwiony na to wszystko, zdając sobie sprawę, że już nie potrzebuję świeczki, którą wciąż trzymałem w ręce. Zajaśniało jak w dzień, być może jeszcze bardziej jasno. Popatrzyłem wokół siebie: kadzidła przed innymi ikonami błyskały cicho i łagodnie. Ale kadzidło przed ikoną Matki Bożej równomiernie, nie zmniejszając swojego rytmu (jak można byłoby oczekiwać tego zgodnie z prawami kinetyki), ciągle się kołysało… Zamarłem w bezruchu.
Ojciec Paisjusz bezszelestnie upadł na kolana …To była chwila kontemplacji: modlitwa słowna nie była potrzebna. Kadzidło dalej podążało swoją trajektorią, jak potem wyjaśnił mi starzec Paisjusz – „w powitaniu”. Przyglądaliśmy się Światłu. Miało ono jakąś nieziemsko miękką, ciepło-niebieską barwę.
Mimo wszystko kontynuowałem czytanie i kiedy zbliżył się koniec sekwencji, Światło zaczęło opuszczać zakres widzialny dla mnie. Znikło też brzmienie. Znowu byliśmy w nieruchomej, niczym nie niepokojącej, cichej ciemności nocnej.
– Ojcze… Co to było?
– Czy zobaczyłeś coś innego oprócz Światła?
– Ale co się zdarzyło?
– Nic… – uśmiechnął się ojciec, kiedy znowu zapaliłem świeczkę. – Czyż nie wiesz, że w noc Przenajświętsza Bogarodzica chodzi po Świętej Górze i patrzy czym się zajmują mnisi? I oto, zobaczyła tutaj dwóch szaleńców, zajrzała do nich i potrząsnęła kadzidłem, by ich powitać!
Ponieważ nie przestawałem zadawać mu pytań, starzec przyznał się, że zobaczył Przenajświętszą Bogarodzicę, a moja duchowa krótkowzroczność nie pozwoliła mi zobaczyć nic poza kadzidłem…
Będąc tam, na Atosie, właśnie tak przypuszczałem – Matka Boża jest szczególnie blisko zwłaszcza mnichów z Atosu. „Przecież ona jest Ihumenią Świętej Góry!“, myślałem sobie. Ale kiedy zgodnie z Bożą Opatrznością byłem wyprowadzony poza granice Jej Świętogórskich posiadłości, wtedy zrozumiałem, że Jej omofor nie jest ograniczony do szerokości geograficznej, lecz raczej określa go geografia naszego serca: dokąd ono zmierza. Przy okazji, kadzidło w świątyni pustelni „Podwyższenie Świętego Krzyża Pańskiego” kołysało się nie tak, jak w świecie tutejszym – tam i z powrotem, lecz w jakiś tajemniczy sposób – w górę i w dół!
Matka Boża jest Matką wszystkich ludzi
Ona jest z tymi, którym jest szczególnie trudno. A szczególnie wspomaga tego, kto czci Ofiarę Jej Syna. Nie traćcie wiary w Jej wstawiennictwo. Co stoi na przeszkodzie, by w każdej chwili modlić się do Przenajświętszej Matki?
Pamiętam, jak pewnego razu do nas, do Vatopedskiego monasteru na Atosie, przyjechał pewny bogobojny świecki z Chalkidiki. Pracował w wielkim zakładzie metalurgicznym. Zajmował się górnictwem strontu. Ten metal znajduje się dość głęboko pod ziemią, więc biedny człowiek musiał schodzić do kopalni. Nie to jednak go martwiło, lecz to, że musiał tam pracować z bezbożnikami, którzy, namawiani przez diabła, bluźnili przeciwko Przenajświętszej Marii Dziewicy. Jak tylko się nad Nią nie znęcali! Człowiek wierzący nie był w stanie ich słuchać.
I oto, przyjechał na Świętą Górę, padł do nóg starca Józefa z Vatopedi tylko z jedną prośbą: by ten pobłogosławił go na zmianę pracy, bo już nie wytrzymuje…
– Czy masz rodzinę? – zapytał go starzec.
– Mam – potwierdził człowiek, gotowy jednak na wszelkie niedostatki.
– Będzie Ci trudno zmienić pracę – powiedział, rozważając, starzec. – Oprócz tego, gdziekolwiek się usadowisz, pokusy będą wszędzie.
Ojciec Józef w końcu nie dał mu bezpośredniego błogosławieństwa, by szukać sobie innej pracy. Nie potrafiąc rozwiązać swego problemu tak, jak chciał, ten człowiek, cały we łzach, zaczął na kolanach modlić się do Przenajświętszej Bogarodzicy przed Jej cudowną ikoną Vimatarysą (Ołtarnicą) w naszym Vatopedskim monasterze.
– Przenajświętsza Bogarodzico – szeptał – nie mogę słuchać jak bluźnią przeciwko Tobie.
I nagle usłyszał słowa:
– Ja już latami słucham tych bluźnierstw i cierpię. Czy Ty nie możesz trochę wytrzymać? Idź, módl się, Ja będę z tobą – odpowiedziała mu Przenajświętsza.
Matka Boża jest naprawdę z nami – czego sami często nawet nie podejrzewamy!
Pewnego razu czcigodny Serafim z Sarowa miał wizję: Przenajświętsza Maria Dziewica śpiewała na klirosie razem z mniszkami. Kiedy siostry przesadziły i zaczęły śpiewać za silnie, Ona zamilkła. W Raju nikt się nie wyróżnia przed innymi. Milczenie Matki Bożej było znakiem Jej wielkiej pokory i tego „spokojnego ducha”, obcego wszelkiej próżności, pychy, egoizmowi i wywyższaniu się, który Ona posiada w największej pełni. Kiedy nasz starzec Józef z Vatodedu usłyszał opowieść o tej wizji, zapłakał.
Sława i wdzięczność Bogu za to, że Przenajświętsza Bogarodzica nas nie zostawia!
Kiedy byłem już na Cyprze, powołany do biskupiej służby, spowiadałem tam od czasu do czasu matkę jednego z mnichów, którego znałem jeszcze z czasów, kiedy przebywałem w Vatopedskim monasterze. Ten brat pozostawał w posłuszeństwie u starca Haralampiusza, a sam miał na imię Joanikiusz. Był bardzo gorliwym, prostodusznym mnichem, w pełni poświęconym Bogu. Doskonalił się duchowo zmagając według wymagań statutu jego pustelni. W ogóle, żył według przykazań świętych ojców. Komunikowaliśmy się nie z tego powodu, że Cypr był naszą wspólną ojczyzną, lecz raczej na mocy duchowego pokrewieństwa i bliskości. Nie pamiętam, by kiedykolwiek opuszczał Atos – tylko raz, kiedy wybrano go na protoepistatę (zarządzającego) Świętej Góry Atos i musiał po prostu towarzyszyć ikonie „Dostojno jest” na Cyprze.
I oto, kiedy jego matka skończyła 70 lat, ta bogobojna świecka pani, która spowiadała się u mnie, udała się do jednego z żeńskich monasterów w powierzonej mi metropolii, aby przyjąć postrzyżyny. A w Grecji od razu poświęca się w wielką schimę – u nas nie ma niższych stopni. Dokładnie pamiętam jak odbywały się postrzyżyny, nawet przemknęła mi przez głowę myśl: „Dlaczego ona teraz się rozprasza?!“. Kłaniała się jakoś w niewłaściwym miejscu, na bok… Przed nią była ikona Zbawcy, ja stałem z nożycami, a obok nas była matka ihumenia monasteru. Ale postrzygana mniszka nie zwracała na nas szczególniej uwagi, nawet szeptała coś, odwracając się od nas. Nie rozumiałem: „Czyż nie może się skupić? Taka ważna chwila …“.
Po postrzyżynach i pod koniec liturgii świeżo postrzyżona mniszka nagle wyraziła chęć rozmowy ze mną!
– Nie chwila teraz! – spróbowałem ją strofować.
Ten, kto właśnie przyjął postrzyżyny, zostaje w świątyni i jego dusza musi rozmawiać z Bogiem – z nikim innym! Ale ona nalegała i zgodziłem się ją wysłuchać.
– Kim była ta Kobieta? Ona stała obok mnie? – zapytala wtedy.
– To była ihumenia! Nie rozumiem skąd to zbędne pytanie.
– Nie, ta inna Kobieta, w niebieskim ubraniu … Ona stała blisko! Kiedy nadszedł czas, by dać mi imię i pomyślałam: „Jakie imię mi da ihumenia?”, ta Kobieta mi powiedziała: „Ty Mi dałaś swego syna, a Ja ci dam Swoje imię“.
Sama Matka Boża przyszła na postrzyżyny, by jej podziękować.
Zostawiłem świeżo postrzyżoną mniszkę w świątyni, a kiedy rozmawiałem z ihumenią, stało się jasne, że zamierzała jej dać na imię Anna, ale w chwili nadawania imienia zapomniała o tym imieniu i nagle powiedziała:
– Maria.
Tak matka, która poświęciła swego syna na mnicha, otrzymała imię Przenajświętszej Bogarodzicy. I sama Matka Boża przyszła na jej postrzyżyny, by jej podziękować jeszcze tutaj, w tym życiu.
Ta stara kobieta stała się bardzo gorliwą mniszką i Pan Bóg zaświadczył, że przyjął jej ofiarę i jej wysiłki, dając jej sprawiedliwą i światłą śmierć. A niedługo potem, by skosztowali razem owoców swych wysiłków w Królestwie Niebieskim, odszedł na Niebo też jej syn mnich.
Metropolita Atanazjusz Limasolski
14 sierpnia 2021 roku
Źródło: Всемирното православие
Tłumaczenie z bułgarskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska