Jakiś czas temu przedstawiliśmy wam mądrość starożytnych mnichów. A w tym tygodniu przedstawimy wam mądrość pewnego współczesnego i młodego mnicha z monasteru w Bułgarii. Główny bohater miał na imię Radomir Balabanow i był aktorem. Dziś ma na imię Nektariusz i jest mnichem. O wierze, o bitwach z sobą i o długiej drodze do Boga – poznajcie historię mężczyzny, który już nie szuka ludzkiej, lecz Bożej sławy.
Mam takie wspomnienie: gdzieś koło 12-ego roku życia jesteśmy w domu, rozmawiamy i ja pytam ich: „No dobrze, jaki jest sens życia?“. Oni na mnie patrzą z wielkim zdumieniem i mówią mi: „Ależ jak to jaki jest sens? Mieć swoją rodzinę, mieć dzieci…“. Ja im mówię: „Dobrze, masz rodzinę, masz dzieci. Oni mają rodzinę, mają dzieci… . Jaki jest jednak sens ich życia? Jaki jest cel tego wszystkiego?“. Mówią, że pytanie jest dosyć głupie i nie dają odpowiedzi.
Jeszcze jako dziecko marzyłem by zostać aktorem. Chciałem być aktorem, bo chciałem być w centrum uwagi. By mnie wszyscy oglądali, bym mógł wychodzić na scenę, mówić jakieś rzeczy, które staną się faktem, wydarzeniem publicznym … . Święci ojcowie mówią: „Kto szuka ludzkiej sławy, nie chce Bożej sławy, nie szuka sławy od Boga”.
Zanim dołączyłem do Cerkwi, zapisywałem zdarzenia w pamiętniku. Pisałem w chwilach, kiedy mi było najciężej. A były to okropne chwile, kiedy czułem się naprawdę jak w piekle. Totalny kryzys z powodu tego, że nic nie jest jak trzeba, że nie czuję się dobrze. Nawet w pracy aktora, kiedy mi się coś udawało i czułem satysfakcję z tego, że mnie chwalą – że dobrze zagrałem itd. Idę jednak do domu i mam poczucie totalnej pustki. Miłość nie dawała mi tego czego oczekiwałem. Kiedy przychodziła, doprowadzała mnie w końcu do wielkiej porażki. W pewnej chwili zdałem sobie sprawę, że moje stosunki kończą się zawsze w ten sam sposób. I powiedziałem sobie: „Ależ to ja sam jestem tym sprawczym czynnikiem“. Spróbowałem obserwować siebie, kiedy postępuję źle. Odpowiedź na to pytanie udało mi się znaleźć dopiero, kiedy przyszedłem do monasteru. Błąd tkwi w całym zachowywaniu, w całym podejściu do życia oraz do drugiego człowieka. Kiedy chcemy być w centrum uwagi, z innych ludzi robimy służących, swoją widownię. Nie ma szacunku do drugiego, nie ma tego ciepła i ofiarowania. Tak nas nauczano, żyliśmy w takich czasach, oglądaliśmy „Rambo”, „Rocky” itd. – musisz być z przodu, musisz być pierwszy. To niszczy wszystko.
Pewnego razu przeżyłem chwilę, w której nic takiego z zewnątrz się nie zdarzyło. Podróżowałem autobusem, patrzyłem w okno. Nagle w całej swej istocie, jakoś, jeśli mogę tak powiedzieć, wszystkimi komórkami swego ciała, zrozumiałem, że nie jest możliwie, by nie było Boga. Na zewnątrz nic się nie zdarzyło. Być może powodem było wcześniejsze napięcie z powodu tych moich pytań… . Nie wiem. Było to dla mnie prezentem. Od tej chwili zacząłem czekać na spotkanie z Bogiem. I dalej żyłem życiem jak wcześniej, zajmowałem się aktorstwem. Ale wewnątrz, w sobie wiedziałem, że czekam.
Kiedy zdarzyło się to spotkanie?
Walery Pyrlikow założył eksperymentalny zespół aktorów. Spróbował zrobić przedstawienie o sytuacji apostołów po Ukrzyżowaniu i przed Zmartwychwstaniem. Spróbowaliśmy przedstawić ten okres. Zacząłem czytać prawosławną literaturę i zrozumiałem, że to jest to. To znaczy – chrześcijaństwo jest tym na co czekałem i czego szukałem. W tym okresie zacząłem chodzić na nabożeństwa. Kiedy przyjechałem do domu w Loweczu /miasto w Bułgarii – not.tł./, poszedłem do Metropolii, bo myślałem, że można się spowiadać tylko przed władyką (biskupem) – nic nie wiedziałem. Poszedłem tam i zapytałem czy mogę rozmawiać z władyką. Powiedziano mi: „Za chwilę zejdzie, niech Pan poczeka!“. Więc czekam, czekam, a on nie przychodzi. Powiedziałem sobie: „Jeśli do wpół do szóstej nie przyjdzie, znaczy mam się z nim nie spotykać“. Właśnie o wpół do szóstej przyszedł. Mogę powiedzieć, że w tym okresie najbardziej to on się za mnie modlił i bardzo się mną opiekował, ponieważ zaraz potem przeżyłem ostatni, absolutnie niszczący romans. Przeszedłem na tyle dużo, aby zacząć szukać wyjścia z kryzysu. Pewien przyjaciel, który jest teraz kapłanem w Loweczu, zapytał mnie: „Czy myślałeś o tym by zostać kapłanem lub mnichem?“. A ja o tym w ogóle nie myślałem– chciałem zostać kapłanem, ale o monastycyzmie nawet nie pomyślałem. Szukałem dziewczyny, by się z nią ożenić i zakochałem się w pewnej dziewczynie, bardzo pięknej, ale niestety niewierzącej. Nawet nie była ochrzczona. Dla niej wielkim ciężarem było, że idę do cerkwi, że ciągle się modlę (wtedy studiowałem teologię) – to wygląda nienormalnie dla ludzi spoza Cerkwi, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Powoli, powoli to się w niej gromadziło i tak, po prostu rozeszliśmy się. Minęło być może około półtora roku, czy dwa lata. Zrozumiałem, obserwując siebie w tym okresie, że już nie mam chęci posiadania rodziny, po prostu to we mnie zanikło. Dużo czasu potrzebowałem, by sobie powiedzieć: „Chcę zostać mnichem“, bo dla mnie było to czymś strasznym. Kiedy poszedłem do władyki po raz pierwszy i powiedziałem mu to, a on odrzekł: „Przemyśl to dobrze, to bardzo poważna decyzja“ – uspokoiłem się i powiedziałem sobie: „Więc, nie muszę“. Ponieważ myślałem sobie: „Taka jest Boża wola i muszę ją wypełnić“, jednak… . Kiedy on mi tak powiedział, pomyślałem sobie: „Więc, nie wymaga się tego już teraz“ i jakoś uspokoiłem się. Minął jednak czas i to dalej narastało we mnie. Poszedłem i znowu powiedziałem władyce, a on po raz drugi mnie zawrócił. Dopiero za trzecim razem, kiedy znowu poszedłem i on znowu spróbował mi coś powiedzieć, już wiedziałem, że tego chcę, naprawdę.
Od tego pierwszego razu, kiedy ojciec głośno to wymówił, do chwili, w której otrzymał błogosławieństwo na pójście do monasteru – ile czasu minęło?
Około 5 lat.
Czy jest możliwym, że wszystko, co się ojcu zdarzyło: niezadowolenie z tego co ojciec lubił robić – bycia aktorem, niepowodzenia w miłości – że wszystko to sprowadziło ojca do drzwi tej świątyni?
Oczywiście. Teraz patrzę na te rzeczy, które mi się zdarzyły, jak na prezent. Od kiedy jestem w monasterze, to najpiękniejszy czas w moim życiu. Absolutnie, bezapelacyjnie. Takiej pełni życia, jaką mam tutaj, nigdy nie miałem. Pan Bóg stworzył absolutnie wszystko i może nam dać absolutnie wszystko. Może nam dać pełnię życia bez zwykłych zewnętrznych czynników, z którymi przyzwyczailiśmy się łączyć szczęście. Tutaj robimy mniej – więcej to samo każdego dnia. Wstajemy o tej i tej godzinie, odprawiamy nabożeństwo, do tej i tej godziny mamy pracę, odpoczynek itd. Rozkład jest ciągle ten sam.
Jednak każdy dzień jest nowy, ponieważ dusza żyje tak dynamicznie, zmienia się każdego dnia, i każdego dnia, kiedy człowiek idzie robić te same rzeczy, już nie jest ten sam.
Z czego pochodzi ta pełnia, o której ojciec mówi?
Bez żadnej wątpliwości – z komunikacji z Bogiem. Komunikując się z każdym człowiekiem, niezależnie od tego jaki on jest, my także się zmieniamy. Osobowość, z którą się komunikujemy, coś nam wnosi. Im bogatsza jest osobowość, z którą się komunikujemy, tym więcej otrzymujemy. A Bóg, który stworzył wszystkich ludzi, tj. taka Osobowość, która może nam dać absolutnie wszystko, także ubogaca nas, jeśli Mu na to pozwolimy.
Czy ojcu czegoś ze starego życia brakuje?
Niedawno, dwa miesiąca temu, musiałem pojechać do Botewgradu /miasteczko w Bułgarii/.Widzę, plakat jakiegoś filmu. A my tutaj nie mamy telewizji, nie mamy internetu, nie mamy radia…
Internetu także nie macie?
Oczywiście. Gazet też nie mamy – nic takiego. Więc, mijam kino i widzę plakat jakiegoś filmu akcji. Myślę sobie: „No, szkoda, chyba nie mogę teraz go obejrzeć? Przecież nie mam na to błogosławieństwa!“. A film wydaje mi się bardzo ciekawy… . Wykonałem swoją robotę, wracam do monasteru. Potem spotykam się z moim bratem i on mi mówi: „Hej, wiesz jaki głupi film oglądałem!“. A ja, w chwili kiedy patrzyłem na plakat, mówiłem sobie: „To po prostu pokusa“, i potem otrzymałem potwierdzenie, że to była zwykła pokusa. Ale nie, nie brakuje mi niczego. Tutaj mamy możliwość czytania, oprócz cerkiewnych książek, też lekturę naukową: z historii, geografii, popularnonaukową. Bardzo ciekawe rzeczy.
Wie ojciec, ojciec i ja żyjemy w absolutnie różnych światach. Kiedy słucham rzeczy, o których ojciec opowiada: ja codziennie oglądam telewizję, nie mogę żyć bez internetu, naprawdę nie mogę bez internetu. Oglądanie filmów to coś jak rutyna, w sensie – coś, co robimy wieczorem. Jak żyje ojciec tym życiem, które ma teraz?
Cóż, wcześniej, w świecie, ja też tak żyłem: oglądałem telewizję, oglądałem dużo filmów – bardzo lubiłem oglądać filmy, teatr, oczywiście. Bardzo bogate życie społeczne, z komórką, ze wszystkim, z czym zwykli ludzie żyją. Odrzucając to, po przybyciu tutaj, odrzucając je, jakoś … Najpierw, otwiera się nam czas, w głowie otwiera się przestrzeń, zaczynamy słyszeć swoje myśli. Tutaj, do monasteru, przychodzi jeden z moich przyjaciół, i mówi mi: „Tutaj myśli rozbrzmiewają”. Zaczynamy słyszeć co się w nas wewnątrz dzieje. Wewnątrz rzeczy rozwijają się bardzo dynamicznie, ale przez wszystko, co nas uciska zewsząd: muzyka, która brzmi wszędzie – człowiek jest doprowadzony do stanu, kiedy nie może usłyszeć co się w nim dzieje. A to, co się w nas dzieje, jest spektakularne. My wiemy, że jedna ludzka dusza jest o wiele cenniejsza od całego świata. Ponieważ ludzka dusza jest nieśmiertelna. Świat zginie, a ludzka dusza zostanie. Jesteśmy stworzeni, po to byśmy stali się bogami. Tutaj, na ziemi, jest warsztat by móc stać się bogami. Ale to wszystko zależy od nas. Naszą podstawową pracą jest, z jednej strony, modlić się, jak mnisi, i z drugiej obserwować od wewnątrz swoje myśli. Ponieważ, by się stać nowym człowiekiem, musisz zmienić swój sposób myślenia.
Jakie są teraz ojca myśli? Co ojciec wyrzucił, co zostało, co jest nowe?
Dużo rzeczy się zmienia, spowiadam się co drugi tydzień. To ciągła walka. Czasami widzisz, jak niektóre rzeczy się zmniejszają, ale bardzo często spowiadasz się z tych samych grzechów.
Co dla ojca jest najtrudniejsze?
Są dwie rzeczy, które są najtrudniejsze. Jedna to w istocie największy problem. Przy tym dlatego, gdyż w naszych czasach została ona uznana za coś dobrego. Dlatego musisz najpierw zrozumieć, że to coś złego – a jest to duma, to najtrudniejsza walka. Po prostu prawie każda myśl się łączy z dumą. Oto też teraz – będą mnie pokazywali w telewizji. I o czym my tu w ogóle mówimy?
Czy ojciec będzie spowiadał się z tego wywiadu jak z grzechu?
Nie, nie będę się z niego spowiadał, bo mam błogosławieństwo. Jednak, to się może stać… . Być może, kto wie – może też się nie stać, Pan Bóg nas chroni od wszystkiego. Ale duma łączy się ze wszystkim i to jest największym problemem. Drugi największy problem jest związany z tym, że jesteśmy tak stworzeni, iż jest w nas naturalny pociąg do drugiego człowieka. A to – walczyć z swymi seksualnymi pragnieniami – ze swoją naturą, w istocie ty walczysz ze swoją naturą – to druga wielka walka.
Kiedy ojciec tutaj przyszedł, znalazł tu pokój, tę pełnię. Jednak ludzie, przyjaciele, bliscy, rodzina – czy nie żałowali ojca, jak gdyby odchodził z naszego świata?
Muszę powiedzieć – Pani mówi, że znalazłem pokój. Z jednej strony, to wyjątkowy pokój, o którym nie możemy nawet pomyśleć, że istnieje na ziemi. Z drugiej zaś strony, to wyjątkowa walka, o której też nie można pomyśleć, że można uczestniczyć w czymś takim. Tutaj jest walka z samym sobą, walka z demonami. A one bardzo się trudzą, tutaj jest ich podstawowy front.
Tutaj, u was, więcej, niż w mieście?
Tak.
Więcej, niż w centrum Sofii, w najgorszym burdelu?
Tak. Na wojnie ze sobą walczą żołnierze. Żołnierze nie idą walczyć z cywilami, z ludźmi, którzy tam żyją. Walka jest z tymi, którzy wyszli z bronią walczyć przeciwko nich. W XXI wieku pojawiają się jacyś ludzie, którzy uważają, że mogą być bezczelnym znakiem Boga i pokazywać się nawet w telewizji. A jacyś inni ludzie ich oglądają i oprócz tego, że sobie pomyślą: „Ale wariaci!“, to, być może, znajdzie się i ktoś, na kogo to może wpłynąć i kto zechce siebie zmienić. I to właśnie jest dla sił nieczystych wielkim problemem– że ktoś tam pojawia się i świadczy o Bogu. Ubrał się tak i świadczy o Bogu, jak on śmie! Jeśli by tego nie było, to światowe życie zalałoby wszystko – ono już zalało prawie wszystko. Mnisi! Jeżeli nie będzie mnichów, nie będzie kapłanów, wszystko przepadło. Albo, jeżeli kapłan lub mnisi nie modlą się prawdziwie, tylko żyją na pokaz: „Oto, jacy jesteśmy!”. Albo w jakiejś chwili złapiemy ich na jakiejś machlojce i okaże się dla wszystkich jacy są w istocie. Wtedy nie ma problemów. Problemem dla demonów jest, kiedy istnieją ludzie, którzy się modlą.
Kiedy się ojciec modli – o co się modli, o co prosi Boga dla nas?
Przede wszystkim, o zbawienie dusz. To jest podstawą. W modlitwach wymieniono wiele innych rzeczy, które by nam zapewniły jeszcze w tym życiu: pokój, radość, szczęście. Ale to, o co modlimy się, to zbawienie duszy.
Czy ojciec odnalazł odpowiedź na pytanie, które sobie postawił w 12-ym roku życia?
Tak, odnalazłem. Brzmi niezwykle jasno: sensem naszego życia tutaj jest zbawienie się, zbawienie swojej duszy.
Ojciec Nektariusz
Źródło: Публицистиката на NOVA
Tłumaczenie z bułgarskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska