Cierpienie to największy Boży dar – część II

Łucznik na koniu

Kontynuujemy nasz materiał z ubiegłego tygodnia, gdzie opowiedzieliśmy Wam pierwszą część niezwykłej historii mistrza świata w łucznictwie konnym – Michaja Kozmeja. Urodził się on w prawosławnej Rumunii, następnie przeprowadził się na Węgry, gdzie przez 15 lat był buddyjskim mnichem oraz instruktorem aikido, zanim odnalazł Chrystusa. Michaj ma dwóch braci, z których jeden naucza jogi, a drugi jest mnichem w prawosławnym monasterze. Tekst, który wam zaproponujemy w ciągu kolejnych dwóch tygodni, to wywiad przeprowadzony przez bułgarską dziennikarkę Veselę Veselinovą.


Część I

Cierpienie to największy dar, jaki Bóg może komuś podarować – część II

 Kto jest dla Pana wzorem do naśladowania?

Jeśli chodzi o to, takim wzorem dla mnie jest mój brat-mnich. Nie myślcie sobie, że nauczał mnie lub sam od siebie podejmował temat! To ja proszę go o radę, opowiadam mu, że próbuję być pokorny względem swojej małżonki i staram się zachować milczenie, ale to wywołuje w niej jeszcze większy gniew. Odpowiedział mi: „Jeśli zrobisz to samo, przy czym z czystą miłością, w pewnej chwili ona ci uwierzy, tak więc kontynuuj. Ona będzie jeszcze bardziej się denerwowała, dopóki twoje uczucie nie stanie się prawdziwym.“

W tym materialnym świecie ludzie dążą do pieniędzy, władzy, sukcesu. W filmie „Prorok” opowiadającym o Khalilu Dżubranie mędrzec mówi, że w naszej codzienności wszystko jest religią, wiarą. Jak znaleźć równowagę między tym, co duchowe, a tym co materialne?

Każda czynność ma wpływ na wiarę. Musimy być ostrożni w naszych czynach. Na przykład wymówienie pewnych słów – to też jest czyn. Może się zdarzyć, że powiemy coś dobrego. Musimy wypełnić swoja słowa uczuciami w zgodzie z wiarą. To nie zadziała, jeśli powiemy głośno na środku ulicy: „Chodź, stań się chrześcijaninem!”. Musimy pokazać to wszystkimi naszymi czynami. Jeśli będziemy troszczyć się o swoją wiarę, będzie ona widoczna w każdym naszym geście. Jeśli zrobisz dokładnie tę samą rzecz, ale z różnym nastawieniem, to nie będzie już ta sama rzecz. Nasze podejście zmienia znaczenie tych samych słów. Na przykład, otrzymuję wiadomość na Facebooku: „Witaj, mój ukochany!”. To może być zwykły żart w stylu: „Zabawmy się trochę!“, ale może to być coś więcej: „Witaj, ukochany, dawno się nie widzieliśmy”. To samo jest ważne także w łucznictwie. Ludzie, którzy mają wiarę, zajrzą w głąb siebie i będą uważać na to, jak postępują. Nie trzeba szukać specjalnych okazji i ludzi, aby praktykować swoją wiarę. Za każdym razem, kiedy spotkasz kogoś, masz możliwość zastosować któreś z dziesięciu Bożych przykazań. Widziałem takich, co mówią: „Nie pasuje mi ta wspólnota”, po czym odchodzą.

Czy nie jest najtrudniej praktykować swoją wiarę w gronie rodzinnym, wśród najbliższych nam ludzi?

Jasne, że to tak. I oczywiście to musi tak być.

Dlaczego?

Ponieważ można łatwo zauważyć, że Bóg jest obecny w misterium rodziny. Nie chodzi tylko o pozytywne aspekty. Właśnie odwrotnie – znosisz, ponieważ kochasz.

A jeśli byś zatrzymał w swoim sercu miłość do drugiego człowieka?

Nie, to jest właśnie podstawa mojej wiary. Rodzina to misterium, Bóg jest w niej obecny. Jeśli pojawi się napięcie w domu, jestem pewien, że On da mi siłę, abym rozwiązał problem w sposób, w jaki Bóg chce tego ode mnie. Nie wywyższając się nad żoną, lecz pomagając jej w chwilach słabości. Mój ojciec lubił wypić i wtedy stawał się nieznośny, jednak nawet w takich chwilach nie wątpiliśmy w jego miłość. Później on mi powiedział: „Synu, nie bądź jak ja!”

Co jeśli jeden z małżonków ciałem jest w domu, ale jego serce jest gdzieś daleko?

Nie uważam, że rodzina to tylko fizyczne przyciąganie między dwoma osobami. Bóg chce poprzez rodzinę nas naprawdę zwrócić ku Sobie. Zdarza się, że w rodzinie tylko jeden jest prawosławnym lub oboje są bardzo słabej wiary. Wtedy sytuacja staje się napięta, brakuje miłości, pojawiają się problemy. Wszystkie te utrudnienia dano tobie, aby nawróciły cię i abyś rozwiązał problem, nie zaś abyś był poza rodziną. Wielkie napięcie pojawia się w rodzinie. Bóg cię nawraca w misterium ślubu. Nie jest grzechem, jeśli ludzie nie chcą się nawrócić – to jest nasza wola. Zdarza się, że w niektórych rodzinach atmosfera zmienia się w prawdziwe piekło, bo nikt nie chce wesprzeć drugiego w jego słabszym momencie, nie próbują rozwiązywać problemów poprzez miłość, lecz poprzez to, kto ma rację, a kto nie. W naszej rodzinie moja żona może powiedzieć: „Czy pamiętasz, jak 10 lat temu zrobiłeś mi przykrość?”. W rozmowach może pojawić się dużo wspomnień, dużo niewygodnych tematów, a my musimy sobie z tym jakoś poradzić. Jeśli spróbuję rozwiązać problem poprzez to, co jest właściwe i to, co nie jest, powiem jej: „О, przesadzasz, wcale tak nie było”, zacznę jej udowadniać innymi wspomnieniami i dyskusjami i zacznie się wtedy licytacja… Czasami mogę powiedzieć: „Masz rację, zachowałem się jak głupek!“ i zobaczę wtedy, że skutek jest niespodziewany – ona milknie. Może jednak sobie pomyśleć, że ją oszukuje i przez to się jeszcze bardziej rozgniewać. Problemy są testem, jak pokazać swoje prawdziwe podejście.

Jaka jest rola wybaczenia?

Pewien ksiądz i jego uczeń byli wielkimi przyjaciółmi. W czasach, kiedy chrześcijan prześladowano, obaj zostali schwytani. Ksiądz przeszedł przez dużo prób, ale na sam koniec poległ, ponieważ nie mógł wybaczyć swemu uczniowi jakiegoś grzechu. Jego oprawcy byli zdziwieni, wcześniej przecież byli świadkami jego odwagi. Ksiądz powiedział: „Jezus mnie do teraz chronił, dlatego byłem silny. Ale to, że nie wybaczyłem, oddaliło Jego pomoc.” Bardzo ważne jest mieć miłosierdzie. To mały krok – mieć miłosierdzie dla tych, którzy nie mają go dla nas. Wybaczyć tym, którzy nas zranili. Pozostałe wielkie kroki należą do Boga – on to uczyni tak, abyśmy się spotkali. Jeśli nie chcemy zrobić tego jednego, małego kroku, do spotkania nigdy nie dojdzie.

Urodził się Pan w prawosławnym kraju, ale w czasach socjalizmu, kiedy było zabronione chodzenie do cerkwi. Czy w dzieciństwie odwiedzał Pan jakąś świątynię?

Miałem 5 lat, kiedy babcia zabrała mnie do świątyni. W Rumunii wierzący modlą się w świątyni na kolanach. Kiedy zobaczyłem bohaterów wsi, najsilniejszych mężczyzn na kolanach, był to mocny wstrząs dla mojej dumy. Powiedziałem sobie: „Jeśli religia tak poniża ludzi, nigdy jej nie przyjmę.” Jest takie słowo, którego nie lubię, ponieważ jest złudne. To słowo to „godność“. Nazywałem swoją dumę godnością, jestem pewien, że wielu robi to samo. Musiało minąć tyle lat, abym zrozumiał, że okłamuję samego siebie. W jednej z najbardziej popularnych współczesnych książek o łucznictwie konnym napisano, że są dwie postawy strzeleckie. Jedna to kiedy przyciągasz łuk do siebie, zwana postawą Króla, i druga kiedy pochylamy się do przodu – postawa sługi. Pochylam się, ponieważ jest to miejsce spotkania. W prawosławiu mówi się, ze Bóg chce, abyśmy się spotkali z Nim, i chce, abyśmy także zrobili swój krok. Nie musimy przejść całej drogi, ale wystarczy jeden krok, aby to było prawdziwe spotkanie.

Urodził się Pan w dzień Świętego Oresta, który był wielkim wojownikiem …

Tak, on oraz św. Eustachiusz. Powinienem mieć na imię Eustachiusz. Byłem pod wielkim wrażeniem jego postawy wojownika. Żył w czasach prześladowań chrześcijan, był świadkiem cierpień wielu. Niektórzy z nich byli silni i zostali męczennikami, inni wykazali słabość i odeszli od wiary. Podoba mi się jego stosunek, ponieważ jest szczery. Był mężnym wojownikiem, szanowanym przez wszystkich, ale nie wiedział, jakie powinien mieć nastawienie. „Mogę sobie myśleć, że jestem odważny, ale jeśli poddadzą mnie torturom, być może nie wytrzymam. Czy powinienem ogłosić swoją wiarę czy też nadal wierzyć w ukryciu?”, mówił do siebie. Zapytał Boga poprzez swego duchownego i otrzymał znak, że musi zostać męczennikiem. Eustachiusz nawet nie zapytał swego duchownego co robić, on poprosił, aby odpowiedź przekazał mu Bóg poprzez duchownego. W innych religiach dużo rozmawia się z nauczycielem, dużo dyskutuje. W prawosławiu duchowość jest misterium, w którym Bóg jest obecny. Często duchowny jest tylko świadkiem. Byłem pod wielkim wrażeniem tego.

W ostatnich latach jesteśmy świadkami odrodzenia Cerkwi Rumuńskiej.

Według pewnego spisu sprzed 6 lat mieliśmy około 15 000 księży, 400 monasterów z około 20 000 mnichów. Dla porównania w Serbii nie mają jeszcze 1000 mnichów. W Rumunii mieszka około 19 milionów ludzi, około 4-5 milionów jest poza ojczyzną. Najpierw wyprowadzili się Romowie i bandyci. Na ten moment we Włoszech znajduje się wielka wspólnota Rumunów, osób pracujących, którzy mają Cerkiew prawosławną z bardzo dobrym biskupem. Ta wspólnota stała się wzorem dla Rumunów, są jak pierwsi chrześcijanie. Czasami zdarza się, że ludzie wyprowadzają się ze swojej ojczyzny, a ostatecznie wychodzi to na lepsze. Jeśli Bóg chce od nas, abyśmy głosili, możemy nawet nie wiedzieć, że to robimy. Nawet jeśli nie chcemy, Bóg może nas doprowadzić do sytuacji, w której głosimy. Obecnie miliony Rosjan, Rumunów są porozrzucani po świecie i mogą być dobrym lub złym wzorem prawosławia.

W Bułgarii Cerkiew częściej pojawia się w mediach z powodu różnych skandali. Czy w Rumunii też tak jest?

Tak, i w pewny sposób jest to normalne. Na początku walka przeciwko chrześcijanom była bezpośrednia i stali się oni męczennikami. Dla zła ta droga nie jest dobra, ponieważ, idąc za ich wzorem, inni ludzie albo stają się lepszymi, albo upadają. W dzisiejszych czasach pewne rzeczy dzieją się w Cerkwi z większą łatwością. Jasne, że w Cerkwi Prawosławnej jest niemało takich, którzy nie są prawosławnymi – wolnomularze i inni, którzy, widać, stają się jej częścią, aby ją prowadzić w złym kierunku. I co się dzieje? Buduje się nowe monastery, ale próbuje się mnichów osłabić, zapewnić im więcej materialnych udogodnień. To największa pokusa, ponieważ walka nie jest bezpośrednia, a podstępna.

Jest Pan wojownikiem i jeźdźcem, zatem jaka jest Pana największa bitwa?

Zachować swoją wiarę – to zawsze stanowi największą walkę. To nie oznacza, że mam wątpliwości, raczej jest dążeniem do tego, aby była pełna życia. To bitwa, która trwa i będzie trwać do końca. Nie należy myśleć: „Jestem wierzący, wiara jest we mnie” i zostawać spokojnym. Trzeba chronić wiarę. Bardzo lubię ojca Sergiusza, dobrego przyjaciela ojca Sofroniusza. Ojciec Sergiusz był jak mój brat – milczący, wstydliwy, ale kiedy chodziło o wiarę, był niczym ogień. Powiedział tak: „Kiedy rano obudzisz się i wyskoczysz z łóżka, to jakbyś był wojownikiem dosiadającym konia. I tak do końca życia”. On widzi chrześcijanina jako wojownika na koniu, który walczy, aby schronić swoją wiarę i praktykować ją. Nie należy krytykować ludzi wokół siebie, trzeba wzrok skierować ku swojemu wnętrzu. Na zewnątrz – żadnych skandali, we wszystkim musi być widoczne twoje nastawienie. Byłem pod wielkim wrażeniem jego słów, że wyskakujemy z łóżka prosto na grzbiet konia. Ponieważ jest dużo pokus – tak jak i w mieście, tak też w monasterze. Wiele lat po tym jak został w świętym przybytku, mój brat przyznał mi się, że się bardzo bał, aby nie zacząć oceniać innych mnichów dlatego, że nie są na tym samym poziomie. Przyznał: „Tak to jest, ilości w Cerkwi nie brak, ale jeśli chodzi o jakość – to sprawa osobista.“ I nawet przez myśl mu nie przeszło, że źli ludzie powinni opuścić Cerkiew. To nasz sposób – przyznajemy problemy. Mamy siedem sakramentów i ważne, że one istnieją, nie obchodzi mnie, czy otrzymuję je od czystych czy od brudnych rąk. Wielu mówi: „Ten ksiądz nie jest doskonały, po co mam od niego otrzymywać sakrament?”. W istocie biorę udział w misterium, chcę działać tak, jak Chrystus chce, abyśmy działali. Myślę, że tak jest wszędzie w Cerkwi Prawosławnej – ja i Bóg, związani poprzez sakrament. Jeżeli będę się rozglądał na lewo i na prawo, przegapię najważniejsze. Jestem w cerkwi, aby otrzymywać Boże sakramenty. Jeśli masz dobre nastawienie, może to mieć wpływ także na innych ludzi. Jeżeli wywołujesz skandale, nawet w imię prawdy, skandale tylko od tego rosną. Z punktu widzenia muzułmanów, powiedzmy, /…/ to jest głupie i nielogiczne. Uważam, że na chrześcijańskiej drodze osoba komunikuje z drugą osobą i jest wzorem dla innych. Uważam, że nie trzeba bezpośrednio wpływać na ludzi. Święci głoszą nam prawdę, w przeszłości ludzie byli silnymi, pościli. Teraz istotą chrześcijańskiej drogi jest to, aby pokusy nie wpływały na nas. Już nie jesteśmy silni, aby być dobrym wzorem dla innych – jemy dużo, pijemy dużo, ale przynajmniej akceptujemy choroby i próby. Nie nasza to sprawa krytykować innych. Oczywiście, jeśli ja jestem starcem, moim obowiązkiem jest każdemu powiedzieć, w czym grzeszy. Jeżeli jednak ja jestem zwykłym mnichem, ale zajmuję się tym, kto co robi i dlaczego, po pewnym czasie odejdę od monasteru i powiem sobie, że tutaj nie ma prawdziwego duchowego życia. A to oznacza, że stracę swoją szansę, ponieważ przyszedłem tutaj dla Boga…

Rozmowę przeprowadziła Vesela Veselinova

Źródło: Православен свят


Tłumaczenie z bułgarskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Agnieszka Chmielowiec

Autor

Redakcja orthodox.fm - Portalu Medialnego Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełmskiej.

Kontynuując korzystanie z tego serwisu zgadzasz się na używanie plików cookies. Więcej...

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close