Cmentarz prawosławny w Gdeszynie położony na wzgórku przy drodze na Mołodiatycze został uporządkowany kilka lat temu z inicjatywy miejscowego proboszcza parafii rzymskokatolickiej ks. Ryszarda Ostasza, wielkiego miłośnika obrządku wschodniego i jedynego księdza łacińskiego w okolicy uczestniczącego regularnie w uroczystościach prawosławnych m. in. w Hrubieszowie i w Turkowicacg, a także inicjatora Sanktuarium Pojednania Polaków z Ukraińcami. Będąc na cmentarzu warto zwrócić uwagę na mogiły z okresu II wojny światowej. Spoczywają w nich ofiary terroru hitlerowskiego z lat 1942/1943, w tym Ukraińcy zamordowani wraz z Polakami i bł. ks. Zygmuntem Pisarskim w końcu stycznia 1943 roku. Dlatego też robię jeden wyjątek w serii fotoreportaży poświęconych prawosławnym cmentarzom – zamieszczam trzy zdjęcia związane z tym tragicznym wydarzeniem. Jedno z nich pokazuje mogiłę ks. Pisarskiego na cmentarzu rzymskokatolickim, dwa inne miejsce męczeńskiej śmierci kapłana oraz ukraińskich i polskich mieszkańców wsi.
W centrum prawosławnego cmentarza znajduje się mogiła Kasi Domskiej, młodej dziewczyny, zamordowanej przez Niemców w Mołodiatyczach, nieszczęśliwie zakochanej w Polaku, żonie Ukraińca, której bardzo dramatyczne ostatnie chwile życia poznałem z opowieści jej polskiej koleżanki Pani Stanisławy Stopyry.
Wspomnienia Stanisławy Stopyry
Kasia Domska była z tego roku co i ja. Oleńka Załuska też. Kasia wychodziła za mąż. Chodził do niej chłopiec, Polak, przed wojną. Była młodą, ładną dziewczynką. I żeby nie Niemcy, ona by za tego Polaka wyszła. On był spokojny, religijny. Jak Niemcy przyszli, mama mówi do Kasi: „gdzież ty Kasiu pójdziesz teraz do kościoła, jak my mamy teraz władzę, jak Niemcy nam dali władzę”. I wie pan co się stało? Kasia wyszła za mąż za takiego Michała Łuposińskiego. On przed wojną był komunistą. Niemcy o tym wiedzieli. On zawsze na 1 maja wywieszał chorągiewki. Była też taka kobieta. Oni w więzieniu siedzieli za Polski. Byłam wtedy małą dziewczynką. I on do tej Kasi… i żeni się z nią. Mówili Kasinej matce: „Kasia taka spokojna, dziewczynka grzeczna, a on taki…” Już zabrali kościół na cerkiew. Byłam na ślubie u Kasi starszą druhną. Nad młodymi trzeba koronę nosić. On był wysoki. Ja mówię: „ja ci tego Kasiu nie zrobię, ja będę w cerkwi na ślubie twoim, ale dwie godziny ręki nie utrzymam”. I Oleńka trzymała. Tak się złożyło, że mają zakładać obrączki… Obrączka Kasi wypadła… Nie mogli znaleźć na podłodze. Nie było elektrycznego światła tylko świece. Szukali i znaleźli jakoś. Niby się zaczęli śmiać… Tam się stoi długo. U nas się modlą, a tam tylko diak i ksiądz i jak jest chór – to śpiewa. Kobiety miały długie chustki z frędzlami. Na nabożeństwie im powiązały kobiety z tyłu i jak wychodziły z cerkwi, to chustek mało nie porwały, bo ta ciągnie do siebie, ta do siebie. Po ślubie poszliśmy na obiad do Kasi. A nie ma Michała … Wziął ślub, poszedł, wykręcił się. Jakoś go wrócili. To było w styczniu, a w maju Niemcy przyjechali i wszystkich, kto się trafił, Polaków, Ukraińców, zabierali do Mołodiatycz do kozy przy gminie. Złapali też Łopusińskiego. Jakoś uciekł i zaczęli go szukać z policją. A on był komunistą. Przyjechali po niego do domu i jego nie było, schował się. Wzięli więc żonę i brata i pobili ich. On został i potem do Rosji wyjechał. W Mołodiatyczach przy wiatraku pod skarpą (moja znajoma widziała i opowiadała mi) Kasia strasznie płakała. Była jedyną kobietą, reszta sami mężczyźni, Warszawiaki, co szmuglowali, handlowali. Kasia tak płakała. Kazali się odwracać twarzą do skarpy, a ona do nich… całowała ich po butach, żeby jej nie zabijali. Młoda była i w ciąży już była nawet. I zabili tą Kasię. Tak szkoda mi jej… Nieraz myślę: ja już taka stara, tyle lat żyję, a ona osiemnaście lat i taką śmiercią zginęła. Tylko przez niego… tylko przez niego… I brat jego zginął. Przez niego. Ale cóż zrobić. Tak to wtedy było.