Dlaczego sprawiedliwi cierpią

Ojciec Aleksandar Jovanović

Często możemy usłyszeć od ludzi spoza Cerkwi pewne pytanie, które wygląda na logiczne i jednocześnie humanitarne: dlaczego sprawiedliwi cierpią? W Cerkwi mamy na to pytanie jasną odpowiedź –  o tym mówi nam w tekście z tego tygodnia serbski ksiądz o. Aleksandar Jovanović.

„Dlaczego sprawiedliwi cierpią?” Warto zapytać, czy oni rzeczywiście cierpią? Czym jest cierpienie? „I dlaczego grzesznicy żyją w dostatku i rozkoszy?” Ale czy oni rzeczywiście żyją w rozkoszy, czym jest rozkosz? Jeśli wszyscy zgadzamy się, że rozkoszą jest kiedy mamy pełny brzuch oraz spokój sytej krowy, jakby to powiedział Dostojewski, wtedy – tak, oni żyją w rozkoszy. My, prawosławni, jednak nie zgadzamy się z tym. Rozkoszą może być uśmiech przyjaciela, uścisk przyjaciela oraz poczucie bliskości serc między mną a nim lub mną a nią w obozie koncentracyjnym. To też może być rozkoszą dla tego, kto kocha. Dla kogoś, kto nie zna ani Boga, ani tego rodzaju radości pod krzyżem – dla kogoś takiego jest to całkowitym nonsensem, dla niego jest to nawet patologicznym szaleństwem, chorobą, czymś niebezpiecznym. Zapyta mnie: „Jaka tutaj rozkosz? O czym ty gadasz, ojcze? Czy może ktoś cieszyć się, kiedy cierpi?“ Dla niego wydaje się to niemożliwe, bo nie zna ani Pisma Świętego, ani działania Świętego Ducha. Dla niego to wszystko jest obce, zna tylko kaprysy swoich potrzeb fizjologicznych. Kiedy siedzę na wygodnych poduszkach, jest mi dobrze. Kiedy smacznie podjem, jest mi dobrze. Jeśli mnie ktoś uszczypnie albo mnie obrazi, albo nastąpi na moją próżność, lub nie idzie po linii mojej woli, wtedy jest mi niedobrze. Ten binarny kod, ten stosunek między złym i dobrym w jego życiu jest bardzo zbanalizowany i bardzo uproszczony, ale taki jest. Taki człowiek nie zrozumie tego co mówię. Dla niego pytanie „Dlaczego sprawiedliwi cierpią?” będzie jak najbardziej stosownym, dla prawosławnego teologa, kapłana, chrześcijanina zaś takie pytanie będzie niestosownym. Kiedy czasami cierpię w życiu, mówię sobie: „Leczę się. Przepisano mi terapię, otrzymuję od Boga pomoc by odpokutować, by zmienić się”. Dla niektórych pokuta jest zmianą umysłu. „Zmienić się w tym, w czym sam nie mam siły albo woli podjąć działanie”. A Bóg mi w tym pomaga, pomaga mi w ten sposób, że mnie popycha do tego. W wojsku byłem spadochroniarzem. Byli tacy, którzy bali się pierwszego skoku. Tego sam nie widziałem, ale opowiadano mi, że kiedy się ktoś bardzo boi skoczyć, inni pomagają mu, pchnąwszy go, by skoczył. Oczywiście, jego spadochron otworzy się – nie pcha się człowieka, by zginął. Tak więc, w takim sensie, Bóg trochę nas popycha. A kiedy inni patrzą i mówią sobie: „Och jaki biedny, zobacz go jak cierpi!”, w istocie Bóg daje człowiekowi możliwość by się zmienił, mógł odgrzebać niektóre rzeczy w sobie, które stały się obojętnymi, zastygły. Kiedy przestaję czuć miłość, przestaję być Chrystusowy, Chrystus interweniuje w moje życie – w stopniu, w którym Go wezwałem. A ja Go ciągle wzywam poprzez liturgię, bo ciągle przyjmuję Komunię. No, w takim sensie w istocie nie cierpię, lecz jestem poddany terapii. Tak samo jak ten grzesznik, o którym mówią: „Rozkoszuje się życiem”. Dlaczego się rozkoszuje? Ponieważ ma pałace, ma zasłony z diamentowych naszyjników, bo ma samochód ze złotą tablicą rejestracyjną, bo jego ojciec jest chińskim cesarzem, a jego matka jest angielską królową? Ależ nie! Ten człowiek żyje, pogrążony w materialnych rzeczach, co sprawia, że im więcej ich posiada, tym silniej ich poszukuje. W błędnym kole, w którym, jak mówi św. Izaak Syryjczyk, człowiek liże nóż, dopóki nie porani całego języka, ale nie przestaje tego robić ani na chwilę. Bo myśli, że smak jego własnej krwi to smak noża. I tak wciągnięty, ciągle grzebie się w tych materialnych rzeczach i przyjemnościach. I staje się coraz bardziej głodny i głodny, i coraz mocniej ich szuka, i coraz bardziej się marnuje. Tak samo jak w przypadku narkomana, któremu najpierw wystarczyła jedna działka, ale po 672-im „kopnięciu”, jak to oni nazywają, już mu nie wystarcza. A pieniędzy jest mało, on zaś potrzebuje coraz większej dawki i tak nadchodzi wielki kryzys. Chcę powiedzieć, że kiedy się człowiek oddaje materialnemu, oddaje się głupocie i w ten sposób najszybciej rozładowuje swoją baterię. Tak więc, taki człowiek nie żyje w jakiejś szczególnej rozkoszy i dostatku, lecz ma szczególny rodzaj niezadowolenia, które jest najbliższe zwierzęcemu, jest najniższe oraz, z innej strony, najbardziej niebezpieczne. Ponieważ świat mu stale podsuwa coś materialnego, kusi by tego spróbował. Trudniej w ten stan wpaść tym, którzy szukają duchowych zajęć, szukają mistyki, różnych ideologii. Szybciej się rozczarują, kiedy się zmęczą, włócząc się po tych pustyniach i dziczach – mogą łatwiej zrezygnować. Tak więc, nie zgodzę się z tym twierdzeniem, że sprawiedliwi cierpią, a grzesznicy żyją w dostatku i rozkoszy. Lecz powiem, że Bóg daje każdemu to, czego on pragnie. Jeśli jestem sprawiedliwy – daj Boże: nie jestem, ale chciałbym być i wierzę, że Chrystus doprowadzi mnie do drogi sprawiedliwości, bo sam nie mogę do niej dotrzeć – ale chcę, i wiem, że Mu wystarczy to, że ja tego chcę oraz że jeśli trochę popracuję, On mnie wyciągnie, jak wyciągnie też każdego, kto tego chce – więc, jeśli będę na drodze sprawiedliwości, nie będę się czuł sfrustrowany przez to, że jestem pozbawiony materialnych skarbów i że nie mam błogosławieństw o charakterze materialnym. Że nie jestem podziwiany, że ludzie mnie nie lubią, że mówią o mnie: „Uff, jaki to nieudacznik!”. To mnie nie obchodzi, bo ja chcę odejść do Boga, Jemu chcę się podobać. Co mnie obchodzi co mówią ludzie, którzy cię dziś kochają, a jutro już nie? Którzy są zmienni, którzy w Niedzielę Palmową krzyczą „Hosanna Synowi Dawida!”, a kilka dni później „Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj Go! I zwolnij Barabasza!”? W tym my, chrześcijanie, dawno wyewoluowaliśmy – jasna jest dla nas ta dychotomia, schizofrenia świata. Bylibyśmy najbardziej nieszczęśliwymi ludźmi, jakby powiedział św. Jan Klimak, jeślibyśmy się starali by nas w tym świecie wszyscy przyjmowali i kochali, będąc też jednocześnie Chrystusowymi. Drodzy moi, to niemożliwe – Sam Chrystus to nam zapowiedział. Tak więc, każdy uzyskał to, czego szukał. Ten, kto chce materialnych skarbów, niech je ma! Ta Komunia jednak nie zadowoli go, nie przyniesie mu wiecznego życia i nie przyniesie mu błogosławieństwa ani spokoju duszy – w tym rzecz. A ja, nawet jeśli cierpię, ale idę po drodze sprawiedliwości, ta terapia przyniesie mi zmianę w duszy i spokój, który daje mi Chrystus, a świat mi go dać nie może – spokój duszy, który jest mi znany. Przykro mi, jeśli się komuś to nie podoba albo w to nie wierzy, ale spróbowałem tego spokoju – Pan Bóg mi dał go spróbować, dał go też wielu innym, którzy są moimi znajomymi. Ważne jest tylko, by człowiek tego szukał. Nie jest on stale ze mną, ale Pan Bóg dał mi go skosztować, poczuć spokój, który On daje, a którego świat dać nie może, ale nie może go też odebrać. A z tym spokojem przychodzi też radość, która jest wieczna, radość Jego wzroku, Jego twarzy, Jego uśmiechu. Ten spokój jest najbardziej świętym odczuciem Jego Boskiej Opatrzności, którą próbujemy wysławiać.          

Źródło: СВЕТОСАВСКА БАШТА


Tłumaczenie z serbskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska

Autor

Redakcja orthodox.fm - Portalu Medialnego Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełmskiej.

Kontynuując korzystanie z tego serwisu zgadzasz się na używanie plików cookies. Więcej...

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close