Leczenie duszy

Ojciec Arsenije Jovanović

W tym tygodniu przedstawimy Wam przemyślenia Ojca Arsenija Jovanovića – o leczeniu duszy i o czasach, w których żyjemy. Ojciec Arsenij jest serbskim mnichem, ihumenem monasteru w Ribnicy. Urodził się w Belgradzie, ale żył w Nowym Jorku, gdzie był mistrzem w zakresie szkoleń stomatologicznych, a do dziś czasami zajmuje się muzyką i malarstwem.

Leczenie duszy

Ludzie muszą sobie uświadomić, że ani św. Wasilij Ostrogski, ani Pan Bóg, ani św. Sawa, ani Arsenij (on najmniej) nie mogą im pomóc na zasadzie czarodziejskiej różdżki. Bóg oczywiście może pomóc, św. Wasilij też może, nie może Arsenij. Ale Oni tego nie uczynią. Gdyż dla człowieka dzisiejszego cuda nie są pożyteczne. Cuda były potrzebne w wiekach wcześniejszych – aby doświadczyć, że Bóg istnieje. Oczywiście, w naszych czasach cuda też się zdarzają. Ale dużo więcej korzyści dostrzegamy w walce osobistej. Musimy stawiać czoła swojemu problemowi, usłyszeć gdzie tkwi rdzeń problemu – w grzechu: osobistym, naszych przodków, ogólnoludzkim, prarodziecielskim, usłyszeć, jak sprzeciwić się temu grzechowi, jak sobie pomóc i ruszyć dalej. Usłyszeć, że musimy walczyć własnymi siłami, że nie ma szybkich rozwiązań, nie ma duchowych pigułek. Że musimy zakasać rękawy, posłuchać rady Prawosławia, a rada jest – nieustająca walka, z pomocą Boga, z pomocą naszych świętych i z pomocą naszej cerkwi: naszych biskupów, batiuszków, mnichów. Ale przede wszystkim sami musimy toczyć walkę ze swoimi wadami i swoimi demonami, przy pomocy tego wszystkiego, co nam nasza Cerkiew proponuje. To jest, z jednej strony, życie liturgiczne, obejmujące post, spowiedź, Liturgię, komunię. Z drugiej strony, nasza osobista reguła modlitewna, którą wykonujemy rano i wieczorem. I w synergii, we współpracy z tym dwoma skrzydłami, prawym i lewym: Cerkwią oraz osobistą regułą modlitewną, w istocie się zbawiamy. I w ogóle nie jest to ani łatwym, ani krótkim procesem, jest to czymś, co trwa długo, przez całe życie. I ci wszyscy, którzy liczyli na cud: szukali pomocy u jakiegoś mułły, u jakiejś babki, szli do jakiegoś jasnowidza, potem do psychiatrów, tam i z powrotem, w końcu przychodzą do monasteru, ale tam także czekają aby zdarzyło się coś szybko – tacy ludzie pozostają w wielkim złudzeniu i jest to wielkim grzechem, z takim podejściem do świętości może się im zrobić jeszcze gorzej. Musimy przyjść z pokutą, żałując tego, że pomocy szukaliśmy w różnych miejscach dalekich od Boga, przystąpić do spowiedzi i powiedzieć: „No tak, byłem tam. Co mam więc teraz robić?“. Oczywiście, nikogo nie będziemy ciągnąć za uszy, nie będziemy nikogo palić na stosie. Wszyscy robiliśmy różne rzeczy, kiedy człowiekowi jest ciężko idzie w różne miejsca szukając pomocy. Ale musimy uświadomić sobie, że popełnialiśmy błędy, odpokutować, rozpocząć walkę w sposób zdecydowany, przyjąć to wszystko, co św. Cerkiew i święci ojcowie nam zalecają i wkroczyć do bitwy. Ponieważ królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je – czynią to tylko podwiżnicy, wojownicy, bezkompromisowi wierni, którzy wierzą Bogu i świętym ojcom. … Ludzie mówią: „Wierzę w Boga“. Nie, nie! To nie wystarczy, że wierzysz w Boga. Musisz wierzyć Bogu. Temu, co On poprzez swoich apostołów i świętych ojców ewangelistów nam poleca, a tym jest święte Prawosławie. Musimy przede wszystkim uwierzyć w Cerkiew – że jest to naprawdę system, przez który musimy przejść, aby nam było dobrze i mieć determinację, by robić to do końca. Nie tylko na początku. Są ludzie, którzy przychodzą tutaj i oczekują, by im pomogła czarodziejska różdżka, i odchodzą. A są tacy, którzy przyjmują radę i robi im się lepiej. Ale ponieważ jesteśmy tacy słabi … Znacie to przysłowie o nasieniu: ktoś je przyjmie, inny od razu traci, a inny przyjmuje, ale przylatają ptaki i depczą je albo wydziobują, albo zagłuszają je ciernie itd. Nie tak ma być z nami, musimy dotrzeć do końca, nasienie musi paść na dobrą glebę i tą drogą należy podążać długo, przez całe życie. Co to oznacza? Na przykład, człowiek ma problemy z hazardem, z narkotykami, ma problemy psychiczne, lęki itd. Jest tego świadomy, ma większą dojrzałość niż ktoś, kto oczekiwał, że poprawa nastąpi szybko. Zaczyna, w okresie od kilku miesięcy – 6 miesięcy, po 1-2 latach – rzeczy się poprawiają. Przy tym, poprawiają się bardzo poważnie, na poziomie poważnych zaburzeń psychicznych, poważnych chorób ciała. Nie wiem, czy uwierzycie, ale zdarza się tak, że u ludzi znika nowotwór, zostają uzdrowieni z ciężkich chorób fizycznych. Z powodu swej ludzkiej słabości jednak, kiedy się nam poprawi, zaczynamy sobie folgować. Przestajemy się regularnie modlić, zaczynamy się usprawiedliwiać: „Dzisiaj sobie odpuszczę, dzisiaj nie dam rady! Dzisiaj przeczytam tę, a tamtej nie będę. Dziś rankiem nie będę w ogóle czytać, wieczorem przeczytam je wszystkie. Szkoda, że w tym tygodniu nie mogę pójść do cerkwi. A jeśli mogę pójść do cerkwi, nie mogę podejść do Komunii. No dziś nie będę pościć, bo zaprosiła mnie w gości ciotka, babcia, wujenka, nie ugotowała postnego, a ja nie mogę jej odmówić …“ I tak po trochu, po trochu choroba powraca. Żyjemy w czasach, które są bardzo złe, żrące, rakotwórcze, psychotyczne, schizofreniczne. To pewna straszna silna, negatywna, niszcząca, destrukcyjna, dezyntegracyjna energia, która panuje nad światem. To pewna mocna, zła, niebezpieczna, śmiertelna siła, która działa na różne sposoby. Transformuje się lub działa w taki sposób, że przynosi i tworzy w naszym ciele nieuleczalne choroby: nowotwory, mięsaki, białaczkę, cukrzycę, chorobę Alzheimera, chorobę Parkinsona i wiele innych. Światowa Organizacja Zdrowia ciągle ogłasza jakieś nowe choroby, o których nikt wcześniej nie słyszał. Z drugiej strony, ta negatywna energia ma wpływ na nasz system nerwowy: obwodowy lub centralny. W każdym bądź razie, terroryzuje nas. Ta negatywna i zła energia jest na tyle mocna, że może się jej przeciwstawić tylko Boża siła, nic innego. Jeśli wprowadzimy więc do naszego życia Ducha Świętego i Bożą łaskę, zdecydowanie przyniosą one owoce. Uleczą nas od ciężkich chorób, fizycznych i psychicznych. Wtedy jednak, gdy tak się stanie, popełniamy błąd i myślimy sobie: „Dobrze, wyleczyłem się”. Nie jest to prawda, ta negatywna siła zostaje tylko trochę od nas odsunięta, nie można jej łatwo pokonać na zawsze, ona czeka i będzie na nas czekać całe życie. Musimy całe swoje życie być gotowi do walki jak żołnierz, ponieważ ciągle jesteśmy na wojnie. Niektórzy mówią: „Wybuchnie trzecia wojna światowa“. To śmieszne, Trzecia Wojna Światowa trwa już na dobre! Jak można mówić: „Zrelaksuj się, odpuść sobie człowieku!“ – Co będzie, jeśli strażnik graniczny odpuści sobie, jeśli odpuści żołnierz, policjant: wszystko weźmie w łeb! Bombardowania, ataki terrorystyczne, wojny, samoloty, szaleństwa. A my jesteśmy w trakcie wojny duchowej, która jest jeszcze bardziej niebezpieczna. Nie ma odpuszczania, bracia i siostry! Jeśli wam się poprawiło, jeśli wszystkie wyniki wskazują, że jesteście zdrowi, mimo to – nie wolno się cofać, nie wolno odpuszczać! Jak tylko się trochę wycofamy, jak tylko sobie odpuścimy, jak tylko przestaniemy chodzić do cerkwi, przystępować do Komunii, czytać swoje modlitwy, robić dobre uczynki, pościć, zła siła znowu nas zaatakuje. Ale jak mówi Pismo Święte: „Oto wyzdrowiałeś”, mówi Pan Bóg, Jezus Chrystus, Syn Boży, „Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło“. Gdyż my, kiedy nam się poprawi, gdy z Bożą pomocą uda nam się trochę poprawić swoje życie, znowu sobie odpuszczamy. To zawsze jest grzechem. Raczej małe jest prawdopodobieństwo, że popełnię wielki grzech np. kogoś zabiję. Ale, jeśli nie chodzę na Liturgię, jeśli nie spełniam swojej reguły modlitewnej, to już jest grzechem, ponieważ w jakiś sposób odwracam się plecami do Boga. A Bóg nie odwraca się plecami do nas, On po prostu mówi: „Dobrze, nie wzywasz mnie w modlitwie, nie przystępujesz do Komunii. Już nie jestem w takim stopniu obecny w twoim życiu, jak byłem wcześniej“. Kiedy światło wycofuje się, mrok przychodzi sam. Mrok nie istnieje sam w sobie, ale kiedy zgasisz światło, przychodzi noc. Stopniowo gasisz światło, stopniowo przychodzi mrok. Tak samo i z nami – pomalutku, niezauważalnie. Diabeł jest bardzo sprytny: na początku zostawia nas w spokoju, ale potem powoli nas łamie. I niezauważalnie dajemy się złapać: już dwa tygodnia nie było mnie w cerkwi, już dwa miesiące nie podchodziłem do Komunii, już nie czytałem reguły modlitewnej tyle-i-tyle czasu, już nie pościłem … I tylko otrzymuję telefon: „Ojcze, wrócił przerzut. Ojcze, powróciły do mnie lęki. Ojcze, wróciło drżenie. Ojcze, znowu zajmuję się hazardem. Ojcze, znowu zacząłem brać narkotyki“… Pytam go: „Czy chodziłeś do cerkwi?“ „No nie“. „Więc co mam na to powiedzieć, bracie, co powiedzieć, siostro? Czego więc oczekiwałeś?“ „Ale, mówi, jestem w szoku“. „W jakim jesteś szoku, człowieku!? Przecież tego należało oczekiwać!“ Na nieszczęście, tak właśnie jest.

Oto, mówię tak: musimy być absolutnie świadomi, być bardzo ostrożni – do wszystkich to mówię … Przygotuję pewną audycję na ten temat: leczenie duszy w czasach terroru. Oto teraz żyjemy w czasach terroru. Był okres Renesansu, okres Klasycyzmu, okres Modernizmu, Postmodernizmu. Teraz jesteśmy w czasach terroru, we wszelkim możliwym sensie. I musimy być bardzo ostrożni i świadomi tego, że cały czas należy być aktywnym -z pomocą Bożą wcale nie jest to ciężkie. W obecnych czasach terroru leczenie duszy jest bardzo skomplikowane; leczenie ciała – też. Musimy być bardzo świadomi, dojrzali, aktywni, mobilni, energiczni, abyśmy się nie cofnęli w żadnym przypadku. Ponieważ, kiedy cofamy się, gasimy światło i nadchodzi mrok.

Ojciec Arsenije Jovanović
18 grudnia 2021 roku

Źródło: Naslovne Online

Tłumaczenie z serbskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska

Kontynuując korzystanie z tego serwisu zgadzasz się na używanie plików cookies. Więcej...

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close