Wszyscy rodzice wiedzą dlaczego posiwiały im włosy, dzieci zaś dowiadują się tego, kiedy same zostają rodzicami. Tym razem proponujemy wam zastanowić się jednak nad pytaniem: czy chrześcijanie są tacy sami jak wszyscy inni rodzice? A odpowiedzi na to pytanie udzieli nam jeden ze współczesnych greckich świętych, bardzo ceniony w swej Ojczyźnie, jak i poza nią – święty starzec Porfiriusz Kawsokaliwit.
Módlmy się w skrytości ducha za swoje dzieci
Dziecko chce w pobliżu siebie mieć ludzi, którzy modlą się ciepłym sercem do Boga. Nie jest dobrze, gdy matka zadawala się tylko tym, że pogłaszcze ręką swoje dziecko, powinna mu dać jednocześnie pieszczotę swoją modlitwą. W głębi duszy dziecko czuje duchową pieszczotę, która wylewa się z serca jego matki, i dlatego ona je przyciąga. Dziecko czuje się pewniej, kiedy matka potajemnie, ale stale przytula je swoją staranną i ciepłą modlitwą i tak je oswobadza ze wszystkiego, co mu ciąży. Matki często boją się o swe dzieci, są pełne troski, radzą im, dużo mówią. Ale nie nauczyły się modlić. Kiedy udzielamy wiele rad i wskazówek, często powodujemy też wielkie zło. Nie obsypujcie swych dzieci zbyt wielką ilością słów! Słowa pozostają w uszach, a modlitwa wchodzi do serca. Potrzebna jest modlitwa z wiarą, bez niepokoju i zdenerwowania, ale jednocześnie z dobrym przykładem.
Pewnego razu do nas, do monasteru, przyjechała pewna matka, zdesperowana z powodu swojego syna Jorgosa. Młodzieniec był bardzo zagubiony, nocami włóczył się bez celu w złym towarzystwie. Stan jego pogarszał się z dnia na dzień. A jego matka rozpaczała i płakała. Wtedy powiedziałem jej: „Nic mu nie zarzucaj, ani słowa! Tylko módl się do Boga!“. Umówiliśmy się by każdego wieczoru, od 10-tej do 10,15 modlić się razem do Boga. Powiedziałem jej by nic nie wyrzucała synowi i by pozwalała mu wychodzić z domu, kiedy tylko zechce. I by go nie pytała o której godzinie wrócił i o tego typu rzeczy, lecz by mu tylko powtarzała, i to z wielką miłością: „Jedz, mój Jorgo! Zostawiliśmy ci jedzenie w lodówce!“. I by nic innego mu nie mówiła. W ogóle – radziłem jej by odnosiła się do syna z miłością, ale by nie porzucała modlitwy. Matka zaczęła robić to, co jej powiedziałem. Tak minęło około dwudziestu dni, kiedy jej syn zapytał: „Matko, dlaczego nie rozmawiasz ze mną?“. „Jorgo mój, jak to nie rozmawiam z tobą?“. „Matko, ty coś do mnie masz! Nie rozmawiasz ze mną!“. „Jakież dziwne rzeczy opowiadasz, Jorgo! Czy my teraz nie rozmawiamy? Co chcesz bym ci powiedziała?“. Jorgos nic jej nie odpowiadał.
Kiedy matka znowu przyjechała do monasteru, zapytała mnie: „Starcze, co chciał tym powiedzieć mi mój syn?“. „Udało się nam!“, odpowiedziałem jej. „Co nam się udało?“. „Ależ udało nam się to, że prosiłem Was byście nie robili mu żadnych wymówek, lecz byście się potajemnie za niego modlili, i że chłopak się opamięta“. „Naprawdę myśli Ojciec, że nam się udało?“ „Jestem pewien!“, mówię do niej. „On chce byś mu robiła wyrzuty, byś go pytała gdzie był, co robił, by potem on miał powód by krzyczeć, robić Ci na złość i wracać do domu jeszcze później. Och, jakie to tajemnice ukrywają się w ludzkim sercu! Czy teraz to zrozumiałaś? To się wydarzyło. Wcześniej męczył Cię, bo chciał byś krzyczała na niego, denerwowała się, a on by dobrze się bawił. Kiedy nie krzyczysz na niego, to go irytuje. Zamiast wcześniejszego ciągłego zamartwiania się, kiedy on robił, co chciał, teraz przestałaś się martwić i pokazałaś mu, że tobie jest to obojętne i teraz to on zaczął się irytować.“.
Pewnego dnia Jorgos powiadomił rodziców, że wyjeżdża. Opuszcza pracę i jedzie do Kanady. Już powiedział swemu szefowi: „Wyjeżdżam. Znajdź kogoś na moje miejsce!“. Ja tymczasem powiedziałem jego rodzicom: „Będziemy się modlić do Boga za niego!“. „Ależ on jest już przygotowany! Ja go chyba pobiję!“, krzyknął jego ojciec. „Nie rób tego, nie dotykaj go!“, powiedziałem. „Ależ on wyjeżdża, starcze!“. A ja im mówię: „Niech wyjeżdża! Wy skupcie się na modlitwie, ja też będę się modlił razem z Wami“. Parę dni potem, w niedzielę wcześnie rano, Jorgos poinformował rodziców: „Wychodzę. Jadę na wycieczkę z przyjaciółmi“. „Dobrze, jak chcesz“, odpowiedzieli mu. Wyszedł, z nim poszli też jego przyjaciele: dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Wynajęli jakiś samochód i pojechali na Chalkidiki. Zatrzymywali się w różnych miejscach, potem poszli do „Św. Jana z Rosji”, po czym pojechali do Manduli, do „Św. Anny”, aż do Wasyliki. Tam się kąpali w Morzu Egejskim, jedli, pili, weselili się. Potem pojechali z powrotem. Już robiło się ciemno. Kierował Jorgos. Po drodze, gdzieś w pobliżu „Św. Anny”, samochód uderzył w róg jakiegoś domu i rozbił się, był mocno uszkodzony. Co mają teraz robić? Jakoś pojechali dalej i z trudem zdołali dotrzeć do Aten. Późno w nocy, albo właściwie wcześnie rano, Jorgos wrócił do domu. Jego rodzice nic mu nie powiedzieli. Położył się i zasnął. Kiedy się obudził, wstał i powiedział: „Ojcze, zdarzyło się to i to. Teraz musimy naprawić samochód, a to będzie kosztowało szalone pieniądze“. Ojciec mu odpowiedział: „Dziecko, wiesz przecież: ja mam długi, a muszę się opiekować także twoimi siostrami. Co się wtedy z nami stanie?“ „I co mam teraz robić, ojcze?“ „Rób co chcesz, synu. Już jesteś dorosły, masz głowę na karku, jedź do Kanady, zarób pieniądze i zapłać za naprawę“. „Nie mogę“, mówi. „Muszę odrazu naprawić samochód“. „Nie wiem co masz zrobić”, odpowiedział mu ojciec. „Jakoś sobie poradzisz“. Kiedy zobaczył jak zareagował ojciec, wyszedł. Poszedł do swego szefa i powiedział mu: „Szefie, mam kłopoty, zdarzyło się to i to. Nie będę wyjeżdżać. Nie szukaj nikogo innego“. Ten mu odpowiedział: „Dobrze, dobrze, synu“. „Potrzebuję jednak teraz pieniędzy“. „Dobrze, ale przecież chcesz wyjeżdżać? Niech twój ojciec najpierw podpisze mi, że zwróci mi pieniądze, jeśli ty wyjedziesz“. „Ja to podpiszę. Mój ojciec nie chce się tym zajmować. Już mi to powiedział. Będę pracował i wszystko Ci zwrócę“.
Czyż to nie jest cud Boży? Kiedy jego matka znowu do nas przyjechała, powiedziałem: „Udało się nam i Bóg wysłuchał naszych modlitw. Wypadek z samochodem zesłał Bóg. Teraz Wasz syn zostanie w domu i opamięta się“. Właśnie tak się zdarzyło. Dzięki naszej modlitwie zdarzył się cud. Rodzice pościli, modlili się, milczeli. I udało się. Po jakimś czasie syn przyjechał do monasteru i odszukał mnie, chociaż żadne z jego rodziców nic mu o mnie nie mówiło. Po tym wydarzeniu Jorgos stał się bardzo dobrym młodzieńcem i teraz pracuje w lotnictwie. Ożenił się i jest szczęśliwy w małżeństwie.
Starzec Porfiriusz Kawsokaliwit
Źródło: БЛАГОСЛОВ
Tłumaczenie z serbskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska