Nasi święci

O. Władimir Dojczew

W tekście z tego tygodnia Ojciec Vladimir Dojczev daje nam coś, czego bardzo potrzebujemy, chociaż nie jesteśmy tego w pełni świadomi. Daje nam podporę dla naszej wiary. A czy z niej skorzystamy, zależy od nas. 


Nasi święci

Bardzo mi smutno, że w naszych czasach ludzie rzadko czytają żywoty świętych. Święci odegrali (ale do dzisiaj też odgrywają) ogromną rolę w moim życiu, gdyż są źródłem wiary i nadziei. Kiedy człowiek czyta o świętych, rozumie, że to co zostało napisane w Ewangelii to prawda. Że ewangeliczna opowieść trwa i Chrystus naprawdę jest z nami i będzie z nami do końca świata. Że Duch Święty zmienia człowieka i czyni go wspaniałym.

Teraz żyjemy w czasach, kiedy nie jest popularnym bycie prawosławnym. Ale mimo to każdy bezstronny „poszukiwacz” łatwo zauważy, że żadna religia, filozofia albo ideologia nie zrodziła takich ludzi, jakich można znaleźć w Cerkwi. Nie mówię o cudach, jakich człowiek może dokonać wobec siebie. Pewnego razu przedstawiono mi jako argument to, że w religiach wschodnich ludzie mogą sobie przebijać głowy na wylot i pozostawać przy życiu… I inne podobne sprawy, jak na przykład zakładać nogi za szyję. Do dzisiaj zastanawiam się po co komu potrzebne przebijanie głowy czy zakładanie nogi? Zdecydowanie nie chcę, bym takiego człowieka miał jako przyjaciela… Nie, nawet o tym nie myślę!

Cerkiew Prawosławna ciągle rodzi ludzi, w których jest niesamowita, cudowna miłość. Miłość, w której nie ma ani kropli egoizmu i samochwalstwa. A ta miłość naprawdę czyni cuda. Ponieważ Głową Cerkwi jest Bóg. I ponieważ On jest przecudowny w Swoich świętych (Ps. 67:36 – słow. tłum.).

Właśnie dlatego jest mi smutno. Zachowujemy się tak, jak gdyby żywoty to tylko opowieści o minionych czasach. „Teraz sprawy wyglądają zupełnie inaczej – mówimy. – Żyjemy w czasach słabych zmagań”. Pewnego razu ktoś zapytał św. Serafima Sarowskiego dlaczego zmniejszyła się liczba świętych ludzi. Odpowiedział, że Bóg jest ten sam w każdej chwili, ale zmniejszyła się determinacja ludzi by za Nim podążać.  Mocne postanowienie, by kochać Boga i bliźniego zmniejszyła się na rzecz tzw. „komfortowego chrześcijaństwa”. Tak jakbyśmy odnaleźli wygodniejszą drogę do Raju. Jak gdyby kiedyś ludzie dochodzili do niego pieszo, a dzisiaj mamy samochody, autobusy, a nawet  pociąg – strzałę.

A święty Paisjusz oraz św. Porfiriusz jak jeden mąż mówią, że kiedy człowiek naprawdę pokocha Boga, to wygląda to na pewne boskie szaleństwo. Zdaje mi się, że nie ma właściwszej definicji żywotów świętych. My nie jesteśmy jak oni, bo jesteśmy za bardzo normalni. W najgorszym sensie tego słowa. 

Nasza „normalność” wyraża się w tym, że zawsze pamiętamy co dla nas  wygodne. W boskim szaleństwie człowiek zapomina o sobie z miłości. Słuchajcie co mówi ap. Paweł: „Wolałbym bowiem sam być pod klątwą [odłączony] od Chrystusa dla [zbawienia] braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami” (Rzym. 9:3). Jakiż to człowiek! Oto chce wymienić swoje własne zbawienie na zbawienie tych, którzy pragną jego śmierci!… Ale odpowiecie: „Przecież to był ap. Paweł, a teraz nie ma takich ludzi”. Czyż nie ma? Opowiadają, jak starzec Paisjusz cierpiał razem z ludźmi, którzy do niego przyjeżdżali. Współczuł im w bólach i dlatego zapominał o sobie i swoich chorobach, pościł nadmiernie i modlił się: „Chrystusie mój, mnie zostaw, nie zwracaj na mnie uwagi. Pomóż ludziom, którzy cierpią”. Tak wprowadzał w życie słowa Izaaka Syryjczyka, że „Boża miłość odnajduje się w zaprzeczeniu siebie”.

A prepodobny Porfiriusz Kavsokalivit pod koniec swego życia chorował na raka. Czuł wielkie bóle, ale mimo to nie przyjmował leków przeciwbólowych. Wolał cierpieć dla Chrystusa. „Ktoś powie, że jest to szaleństwem, ale mnie to szaleństwo się podoba. Nie zmuszam nikogo by robił to samo” – mówił. Miłość jest silniejsza niż każdy ból. 

Ale ktoś znowu się sprzeciwi: „Tacy ludzie to wyjątki.” No dobrze, co mamy w takim razie robić? Siedzieć z założonymi rękoma i czekać by Chrystus wszystko zrobił? Czyż to jest miłością? Przecież Pan Bóg mówi: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien.” (Mt 10:38). Ale nam jakże ciężko zrezygnować z codziennych przyjemności i dlatego tylko filozofujemy. Nie dążymy, ani by zadowolić Chrystusa, ani współczuć z cierpieniami bliźnich. 

Kiedy św. Antoni był młodzieńcem, usłyszał słów Chrystusa: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! ” (Mt. 19:21). Posłuchajcie tych słów: „Jeśli chcesz być doskonały.” Prepodobny uwierzył, zastosował je i nazwano go wielkim przed Bogiem. A my? My żyjemy w czasach, którym brakuje duchowej ambicji. … Co mamy odpowiedzieć: „Ależ … bez przesady … Być może chcę być dobry, przyzwoity … Ale to raczej coś innego, „doskonały” brzmi za mocno, ze zbyt mocnym zaangażowaniem.”

Pewnego razu, kiedy byłem jeszcze uczniem, przyjaciel zapytał mnie, dlaczego, kiedy chłopcy wracają z wojska, już nie są tacy sami, jak gdyby wracają bez marzeń. Teraz mu mogę odpowiedzieć – ponieważ tam człowiek dorasta, niestety w złym sensie tego słowa. Dowiaduje się, że można żyć też bez marzeń, bez doskonałości. Jakoś się z tym godzi. Udaje mu się znaleźć wygodną drogę w życiu, która nie jest doskonałą, ale jest mniej bolesną. Właśnie tego nie robili święci. Święty Mina, kiedy przybył  do miasteczka Abu Mena koło Aleksandrii, wystąpił otwarcie w trakcie pewnego pogańskiego święta i zdemaskował je jako zgromadzenie demonów. Długo go męczono i namawiano by wyrzekł się Chrystusa, a on powtarzał: „Nie szukano mnie, sam przyszedłem”. I zwyciężył oprawców. To samo dzieje się z wszystkimi cierpiącymi z powodu Chrystusa.

Święty Nektariusz z Eginy, który większą część swego życia cierpiał z powodu współczesnych mu oprawców – intrygantów i oszczerców, mimo wszystko chciał modlić się za nich. Uważał, że będzie lepiej by to on niesprawiedliwie cierpiał, niż by oni otrzymali to na co zasłużyli. Albo nasz współczesny – starzec Efrem z Katunaki, wiele lat podporządkował się swemu starcowi, który miał trudny charakter. Czy wiecie jakie to męczennictwo? Jak jęczy dusza przy każdej  niesprawiedliwości, dopóki się nie oczyści? Ale papa Efrem nie zmienił swego starca i tak uzyskał wieniec świętości od Pana Boga.

Na świecie istnieje wiele uraz. Według mnie, jedna z najcięższych o ta, kiedy ktoś powie Ci, że jesteś człowiekiem kompromisu, tj. takim, który idzie na kompromisy z wiarą dla wygody. Właśnie dlatego święci są wielcy, ponieważ nie robili kompromisów ze sobą. Dążyli do dalekiego celu. Nie trzeba cofać się zbyt daleko, by zobaczyć zadziwiające przykłady w tym względzie. Starzec Józef Hezychasta miał taką wizję – całe wojsko mnichów, kapłanów, świeckich, przygotowane do bitwy z ogromną rzeszą demonów. Starzec opowiadał, że w pierwszych rzędach stało bardzo niewielu ludzi. Ale on poczuł wielką nienawiść do demonów i zechciało mu się stanąć z przodu. Czyny, których starzec dokonał, pokazują, że naprawdę był wśród tych, którzy stali „w pierwszym rzędzie”. Kto go zmuszał? Nikt! Zrobił wszystko z miłości, ale tak przemienił całą Świętą Górę. A na początku niektórzy myśleli o nim, że pozostaje w duchowym zwiedzeniu. Dopiero później wszyscy dowiedzieli się jakim był świętym. Cielesna „rozsądność” często krytykuje boskie szaleństwo.

Sami wybieramy pozostanie małymi naczyniami. Bo mała miłość jest wygodna. Przez nią można pogodzić to co jest nie do pogodzenia – Jezusową modlitwę ze smartfonem, wyrafinowane dania z postem, nadęte  zachowanie z teologią, wygodne życie ze zmaganiami. Ktoś powie: „Nie mam ich siły.” Tak, ja też jej nie mam, ja też jestem cherlawym przedstawicielem XXI wieku. Ale wielkie zwycięstwo świętych nie rodzi się z powodu ich cielesnych zmagań, lecz z powodu ich ogromnych dusz oraz ich zdolności by ofiarować siebie, pokutować i poniżać się.

Celowo przytoczyłem przykłady współczesnych sprawiedliwych. Ponieważ jestem pewien, że oni teraz tryumfują z soborem wszystkich świętych w Królestwie Niebieskim. I ponieważ ich przykład pokazuje, że dążenie do doskonałości jest możliwe także teraz. Po prostu trzeba przypomniеć sobie jakimi byliśmy przed wojskiem (cokolwiek to oznacza). Trzeba przypomnieć sobie dziecięcą ambicję, która pochodzi z czystej miłości. Zintegrowana z dojrzałą znajomością Bożych przykazań, może też w nas doprowadzić do wspaniałych wyników. Wystarczy tylko zdecydować się by pozostawić siebie i „zachorować” na boskie szaleństwo świętych. 

Ojciec Vladimir Dojczev

Źródło: Православен свят


Tłumaczenie z bułgarskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska

Kontynuując korzystanie z tego serwisu zgadzasz się na używanie plików cookies. Więcej...

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close