Pragniemy być z Chrystusem, służyć Mu jak najlepiej. Chcemy Mu dać to co w nas najbardziej doskonałe, najbardziej wyjątkowe. Ale właśnie wtedy pojawia się przed nami wielkie niebezpieczeństwo – i możemy ulec pokusie. W swoim pragnieniu zadowolenia Go, często w rzeczywistości przynosimy satysfakcję głównie sobie samemu, wzmacniając swoją pewność siebie. Jak więc oddawać Bogu to, co właściwe? Na to pytanie odpowiada nam Metropolita Limasolski Atanazjusz.
Jaki wzór życia duchowego otrzymał ojciec od starców, których ojciec poznał na Atosie?
– Starcy swe życie mnisze prowadzili w warunkach monastycyzmu. Ale byli jednocześnie duchowymi ojcami dla wielu parafian, którzy do nich przyjeżdżali ze świata, na przykład starzec Paisjusz cały dzień przyjmował u siebie ludzi. Mieszkali w pustelniach, ale stale komunikowali się ze świeckimi ludźmi. Wielebny Serafim z Sarowa też tak robił. A święci apostołowie? Święci apostołowie chronili w sobie ciszę i modlitwę, chociaż przebywali w świecie. Komunikowali się nawet z bezbożnikami, z chrześcijanami – ze wszystkimi. Czy mieli czas na milczenie, na ciszę? Nie, nie mieli. Cisza, milczenie żyło w ich sercach. Chrystus wypełniał ich serca, a oni służyli potrzebom ludzi i Chrystusowej miłości. Tak samo jest w monasterze. Wiemy, że mnisi mają dużo posłuszeństw, różne obowiązki. Że nie mają za wiele czasu na stałe przebywanie w milczeniu. My nie jesteśmy ludźmi, którzy zajmują się jogą. Nasze zbawienie nie jest w oglądaniu Bożych rzeczy. Powtarzam: nasze zbawienie nie jest w oglądaniu Bożych rzeczy, lecz w zmaganiach: poście, modlitwie, pokucie. Kiedy służę swemu bratu, kiedy służę swojej rodzinie, społeczeństwu; kiedy Chrystus znajduje się zawsze i wszędzie w moim umyśle, w moim sercu – w tym jest moje zbawienie, tym jest prawosławie. Ale co ma zrobić człowiek, który nie ma dobrego duchownego, który by mu to wszystko objaśnił? Słuchajcie, problem nie jest w tym, że nie mamy dobrych duchownych – lecz w tym, że sami nie jesteśmy dobrymi uczniami. Ojciec duchowny powtarza nam słowa Ewangelii. Jeśli coś nie jest w porządku, winny jest uczeń, nie zaś nauczyciel. Znałem św. Porfirjusza, Paisjusza, Józefa, Efrema, Haralampiusza, Jakuba, Sofroniusza Esekskiego, Filoteja. Jeśli spojrzymy na nich z boku, nie byli podobni do siebie. Ale w swojej istocie byli jednakowi – byli ludźmi Bożymi. W ich sercach mieszkał Chrystus. Pan Bóg obdarzył mnie sposobnością bym poznał dobrych nauczycieli. Mimo to pozostałem uczniem pierwszakiem. Winę za to ponoszą nie nauczyciele, lecz ja sam. Ktoś się może zapytać, czy oni w ogóle czegoś mnie nauczyli, choć jestem złym uczniem, to jednak do pierwszej klasy chodzę. Mimo wszystko czegoś mnie jednak nauczyli. Najważniejsze by żyć z myślą, że Chrystus jest, i wierzyć w Niego – tego mnie nauczyli. Nie modlitwa, ani zmagania same w sobie, lecz Chrystus niech zawsze będzie w moim sercu. Modlitwa jest narzędziem. To kabel elektryczny. Tak samo jest ze zmaganiami, czuwaniem i postem. Te wszystkie rzeczy – to kabel: podłączam go do kontaktu i oto światło! Bez kabla nie ma niczego. Ja jednak nie kocham kabla, ja kocham światło. A Chrystus jest Światłem, Które oświetla все и вся. Sława i chwała naszemu Bogu na wieki wieków! Amen.
Metropolita Limasolski Atanazjusz
Źródło: СВЕТОСАВСКА БАШТА
Tłumaczenie z serbskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska