W każdym czasie, ale zwłaszcza w obecnym, ważne jest, by chrześcijanin nauczył się pokory, pokuty. Taką lekcję nam daje Ojciec Rafail Boliević. Jego przykład pochodzi z życia monastycznego, ale wiemy, że kiedy patrzymy nie literą, lecz duchem, życie monastyczne staje się bezcennym żródłem mądrości i dla nas, świeckich wierzących.
Przychodzi człowiek i mówi: ”Jestem głodny”, pali, jest pijany, brudny, śmierdzi …
/… / Przychodzi żebrak. Konkretnie do nas, do monasteru: głodny, trzeba go nakarmić. Czy wiecie jak ciężko jest spotkać go ewangelicznie? Jak jest ciężko przyjąć go jak Chrystusa? Ewangelia mówi: „Byłem głodny“ – człowiek przychodzi i mówi: „Jestem głodny“. Pali, jest pijany, brudny, w zatłuszczonym ubraniu, śmierdzi. Przychodzi i mówi: „Jestem głodny“. A ty jesteś podwiżnikiem – z całych sił starasz się wypełniać Chrystusowe przykazania i żyć zgodnie z Ewangelią i kiedy on powie: „Jestem głodny“, odzywa się u ciebie łaska Boża i sobie przypominasz: „Byłem głodny“. Masz patrzeć na człowieka jak na Chrystusa: przyszedł Chrystus i jest głodny. Przynosisz mu jedzenie … nalewasz mu wina … uderzasz w stół, patrzysz na niego ponuro, pokrzykujesz: „Dawaj no, szybciej!“. I tak się dzieje nawet z tymi, którzy są z tych lepszych. Teraz mówię bowiem o tych, którzy są podwiżnikami, którzy go w ogóle wpuścili. Ponieważ są i tacy, którzy go od razu wyrzucą. Kogo? Chrystusa, bracia i siostry. „Byłem głodny, ale mnie wyrzuciliście.“ To już sytuacja ze Sądu Ostatecznego. A ten sam człowiek albo rankiem przyjmował Krew i Ciało, albo będzie odmawiać modlitwę Jezusową, albo wieczorem śpiewać „Panie Boże!“. Którego Boga wołasz? Tego z dzisiejszego ranka czy z południa? Ten cię nie będzie słuchał: On przyszedł, ty Go zaprosiłeś – przyszedł do ciebie. Jak? Jako głodny. Przecież nie będziesz oczekiwał, że On ci się Sam objawi? Nie możesz znieść swego anioła stróża, on jest tutaj, obok ciebie, ale ty go nie widzisz. Dlaczego? Nie możesz tego znieść. Wyobraźcie sobie, że wasz anioł stróż objawi się wam w swojej anielskiej sile. Przestraszycie się go, bracia i siostry, anioła stróża. Dlatego jest niewidzialny. To jeden z powodów, dla których jest niewidzialny. On nie tylko w tej sytuacji jest niewidzialny dla naszych oczu, lecz jest niewidzialny i cichy także kiedy przynosi łaskę – aby nas także nie przestraszyć. A także – by nie naruszył naszej wolności do popełnienia grzechów, ale też wolności do budowania w sobie cnót. A tym bardziej, jeśli ci się Sam Pan Bóg – Bóg aniołów – pokaże. Przecież św. ap. Jan Teolog upadł na ziemię w tej wizji, znacie ją. Upadł, kiedy mu się Bóg objawił w Swojej Sile. A nam się objawia poprzez głodnych, chorych, nagich. Wróćmy do tego podwiżnika, który uderzył butelką w stół i krzyczał na Boga i który nalewał Mu, przeklinając Go: „Dawaj szybciej!“. Oto taki jest nasz stosunek do Boga. Nie nasze czotki, nasze ikony, cele, domy. One są rzeczą zwykłą, to nie to samo. A tutaj mamy Ewangelię. I jeszcze coś: jak wyjść z tej sytuacji? To jest realne, ten przykład z podwiżnikiem. A wiele więcej jest tych, którzy żebraka wyrzucą. Wyprosiwszy Pana Boga, człowiek zdenerwowany, spięty, musi wyjść z tej sytuacji ze świadomością, że nie wykorzystał jej. Że to, iż wyniósł wino, rybę, że go nakarmił – że to nie tylko nie wystarczy, nie tylko nie przystoi dla Pana Boga, lecz że tego nie można nawet nazwać dobrym uczynkiem. Czyż to nie tak? W świetle Ewangelii nie można nazwać tego dobrym czynem. To są tylko oznaki, że w tym podwiżniku być może jest życie. Oraz że jest w nim coś, co daje nadzieję, że mimo wszystko, kiedyś, z wielką pomocą Bożą, po upływie długiego czasu, coś dobrego z niego wyjdzie. Ale nazwać to dobrym czynem? Nie można, bracia i siostry! Nie można. To nie jest dobrym czynem! Ale taki podwiżnik się korzy. Czy możecie sobie wyobrazić, jak się on będzie czuł: wróci do swej celi i powie: „Jaki wstyd!“. Stanie przed ikonę Bożą i powie: „Panie Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznym!“. Temu samemu Bogu, Którego tak wyprosił, Którego tak nakarmił … Matki nie karmią tak swoich dzieci, nie karmimy tak swoich przyjaciół. Ech, gdybyśmy przyjmowali Boga tak, jak przyjmuje się gości na slawę /slawa to ulubione święto Serbów, kiedy obchodzi się dzień rodzinnego świętego – każda rodzina zgodnie z tradycją ma swego świętego – not. D.S./! Jak ładnie wygląda wszystko na slawie! Po co? To nie jest zgodnie z Ewangelią, bracia i siostry! Dobrze jest świętować slawę. Ale kogo mamy za stołem w ten dzień? Drużbów, przyjaciół, partnerów biznesowych. Wszyscy są naszymi gośćmi. A Ewangelia nie tak mówi. Jeślibyś posłuchał Ewangelii, to byś zaprosił biedaków. Szedłbyś ulicą i zapraszałbyś biedaków. Po co? Aby ci się dom napełnił. Tak święci zapraszali biedaków, żebraków, głodnych, tych, którzy nigdy nie będą sami zapraszać na slawę, ponieważ oni jej w ogóle nie świętują. Oni ledwo mają na jedzenie – oni przychodzą na slawę. Dlaczego? Ależ to jest najlepsze towarzystwo w dzień slawy. Wspominasz św. Jerzego i zapraszasz Pana Boga, by ci przybył do domu. Kto tak świętuje slawę, bracia i siostry? My zapraszamy śpiewaczki, nas na slawie bawią śpiewaczki. A te inne, jak gdyby bardziej poprawne warianty, też nie są za zbytnio różne, lepsze. To wszystko jest dla duszy, dla upadłej ludzkiej przyrody, dobre – w dużej mierze. Ale nie możemy tego nazwać czynem ewangelicznym. I tutaj widzimy jak niewiele w istocie postępujemy według Ewangelii. Bardzo mało!
Ale nie wolno nam wpadać w rozpacz. Musimy oczywiście zdać sobie sprawę, że to niedobrze, nie wystarczy, że to źle. To zły stosunek do Ewangelii. I pójdźmy w tym kierunku coraz głębiej i głębiej. Stawiajmy sobie coraz większe wymagania ewangeliczne, abyśmy mogli coraz bardziej odkrywać na ile jesteśmy daleko w istocie od Ewangelii, na ile głęboko przenikła nas ta choroba. I nie tylko nas, lecz w ogóle ludzką naturę. Wtedy łatwiej zrozumiemy też swoich bliźnich, którzy są chorzy, słabi, leniwi. A my, i daj Boże – razem z nimi, błagajmy o pomoc Boga.
W takiej sytuacji jasno czujemy, że nie możemy, bracia i siostry. Człowiek czuje, że nie może. „Chciałbym, ale nie mogę. Nie mogę, nie mogę!“. Wyobraźcie sobie, że po tym żebraku przyjdzie do stołu jeszcze jeden. Tamtego ledwo znieśliśmy. Właśnie żeśmy go wyprowadzili, i trach! – zbliża się jeszcze jeden. „Nie mogę, koniec!“ Tamtego ledwo zniosłeś, od tego uciekasz.
Ale spójrzcie, tutaj rodzi się powód do modlitwy: „Boże, jestem zupełnie słaby! Jestem bezsilny, załamany, jestem chory. Pomóż mi! Dodaj mi siły, wzmocnij mnie!“. Tak się korzy człowiek, to jest, bracia i siostry, droga pokory umysłu – o tym mówimy /…/ Mówimy o lekcji pokory: czym jest pokora i jak do niej dotrzeć? Jak na tej drodze, wiercąc głęboko w ziemi, dotrzemy w końcu do żywej wody Chrystusowej łaski. Szukamy wody, wiercąc, wiercąc, wiercąc, przechodząc przez błoto, przez ziemię, i tak docieramy do zbiornika łaski!
Ojciec Rafail
Źródło: Gvozdeni rov
Tłumaczenie z serbskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska