Pouczenia św. Paisjusza Hagioryty

Starzec Paisjusz Hagioryta

W tym tygodniu proponujemy wam słowa pewnego współczesnego i lubianego przez prawosławnych świętego Paisjusza Hagioryty ze Św. Góry Athos. Jego święto cerkiew celebruje 12 lipca. Dlaczego ludzie tak go lubią? Pewien fiński prawosławny mnich odpowiada nam tak:

Jest nam współczesny i jasno widzi uwarunkowania, w jakich żyje nasza społeczność. Zwracając się do człowieka, ojciec Paisjusz nie mówił w jakiś skomplikowany sposób – wszystkie jego słowa były proste, dostępne, wyraziste, obrazowe. A co najważniejsze – szczere, sprawdzone na samym sobie. Oprócz tego, miał bardzo delikatne i dobrane do sytuacji poczucie humoru – cecha wyjątkowo ważna, według mnie – dobry żart może złagodzić niejedno serce. 

Pouczenia św. Paisjusza Hagioryty

– Okazujmy cierpliwość w chorobach i pokusach, byśmy uzbierali sobie na jakąś „emeryturę”. Ponieważ niczego, co się dzieje, Bóg nie dopuszcza, jeżeli nie wyniknie z tego jakieś dobro. Często dopuszcza, by się komuś coś zdarzyło, co zmusza go by pomógł jakiemuś człowiekowi, przez co Bóg zbawia go od jakiegoś grożącego mu zła. Pewnego razu zszedłem do Konicy, a potem wracałem do celi, obciążony ciężkim ładunkiem. Wspinałem się po stromym wzniesieniu wąską ścieżką. Bardzo się śpieszyłem, ponieważ słońce zachodziło, a nie chciałem opuścić swoich duchowych obowiązków. W środku drogi zobaczyłem pewnego człowieka z dwoma mułami, obładowanymi drewnem. Jeden spadł z jednej strony ściężki, drugi – z drugiej. Ten człowiek był w niebezpieczeństwie. Oczywiście, musiałem mu pomóc. Pomogłem mu, załadowaliśmy drewna. Człowiek się ucieszył. „Tysiąckrotne dzięki!“, powiedział mi. Ja też się ucieszyłem, bo mu pomogłem. Straciłem około 20 minut. Pośpieszyłem dalej, by zdążyć. „Uratowałeś mnie, uratowałeś mnie!“ – krzyczał do mnie z daleka. Nagle, kiedy dotarłem do szczytu, co zobaczyłem: na ścieżce poniżej przede mną był obryw skalny, 20 minut stąd. Kamienie oderwały się i spadały gwałtownie, pociągając ze sobą drzewa. Innymi słowy, jeśli bym się wtedy nie zatrzymał, zginąłbym, a Bóg sprawił, by muły tego człowieka upadły, abym ja się dzięki nim uratował. Obróciłem się i krzyknąłem mu: „ To Ty mnie uratowałeś! Ty mnie uratowałeś! Dzięki!“

– Czy usłyszał Cię, geronda?

– Nie, ale zrobiłem to, co musiałem.

***

Pewien wierny, który często podchodził do Komunii, zapytał starca o częste podchodzenie do Komunii.

– Święci ojcowie mówią, że małe dziеciątko, które urodziło się opętane, potrzebuje częstej Komunii i modlitw, by diabeł uciekł; i ucieka, ponieważ dziecko nie ma winy, diabeł nie ma praw do niego. Tak samo, widziałem dużo dzieciątek, które wyzdrowiały z białaczki i innych chorób dzięki częstemu przyjmowaniu Komunii. Przecież jeśli człowiekowi przetacza się ludzką krew i to go wzmacnia, co dopiero boska!

W przypadku dorosłych jednak to nie tak samo. Zależy od tego, jak się człowiek przygotuje do Komunii, ile wysiłku w to włoży. W ogóle to, że ktoś, często podchodzi do Komunii, nie oznacza, że się uświęci. Jeśli by się to tak działo, wszyscy kapłani obowiązkowo stawaliby się uświęceni, bo oni po komunii wypijają cały św. Kielich. 

***

– Geronda, co mamy robić, kiedy nas skrzywdzą?

– Ten, kto cię skrzywdzi, jest twoim dobroczyńcą. Musisz mu sprawiać podarki, kochać go jak dobroczyńcę. Nie mówiąc już o tym, że wiele razy nam się tylko zdaje, że nas ktoś skrzywdził. Temu, kto czyni ci dobro, jesteś zobowiązany zarówno w tym, jak też w drugim życiu. Ten, kto cię krzywdzi, przynosi ci korzyści. Zakłada dla ciebie depozyt w boskiej kasie oszczędnościowej. Odnajdziesz go w drugim życiu.

– A jeśli mnie ciągle krzywdza?

– No! Ciągle zakłada dla ciebie depozyty, które znajdziesz  w drugim życiu. Wiele podarków powinieneś mu przekazać.

***

W przeszłości ludzie nie mieli lodówek. A więc, jeśli ktoś miał czegoś w nadmiarze, starał się oddać to sąsiadowi, by się nie zepsuło. Pod przymusem, można tak powiedzieć, ludzie nauczyli się dzielić, dawać, myśleć o sąsiedzie. Dzisiaj, jeśli mamy czegoś w nadmiarze, wkładamy to do lodówki. To zjem jutro, to – pojutrze i tak myślimy tylko o sobie. Tj. rośnie wtedy egoizm. 

***

Mówmy zawsze: „Jak Bóg da”, aby nam się nie oberwało, jak się oberwało pewnemu hodży. Tak powiedział swojej żonie:

– Jutro pójdę do winnicy – a winnica znajdowała się daleko.

– Jak Bóg da, hodżo mój! – odpowiedziała jego żona.

– Ależ, da, czy nie da, i tak pójdę!

Poszedł jakąś niedobrą drogą, zaczął padać deszcz. Hodża przemókł do szpiku kości. Nie był w stanie iść dalej. Wrócił do domu. Zapukał na drzwi:

– Kto tam? – zapytała jego żona.

– Jak Bóg da, to ja, hodża!

***

Są rodzice, którzy, jak dowiedzą się, że ich dziecko urodzi się z zespołem Downa, idą i zabijają je – dokonują aborcji. Jak gdyby takie dziecko nie było człowiekiem albo nie miało duszy. Jak gdyby nie mogło dostąpić Raju. A czy wiesz jakie one są dobre, biedne! Oto, pewne takie dziecko, które znam, szczerym sercem odmawia modlitwę, robi też dużo pokłonów, tak wytrwale, że jest jak przemoczone do suchej nitki – taką miłość ma do Boga. Potem, kiedy zgłodnieje, pociera swój brzuszek ręką i mówi do ikony Świętej Bogarodzicy:

– Bogarodzice moja, teraz idę jeść, potem znowu przyjdę modlić.

 Starzec zaśmiał się radośnie.

– Czy się modli ze szczotką, geronda?

– Tak, ze szczotką też. A wiesz jaką ma w sobie dobroć? Oto, pewnego razu wyśmiewały je jakieś dzieci z dzielnicy, złapały je i zaczęły popychać, prawie je biły, biednego. Jego ojciec to zobaczył, poleciał, złapał jedno takie dziecko i w porywie gniewu gotów był je pobić. Wtedy wtrąciło się jego dziecko – chwyciło ojca za rękę, by mu na to nie pozwolić, popatrzyło mu w oczy i mówi: „Chrystulis, Chrystulis!” (tj. chciało mu powiedzieć, że Chrystus nie tak nas naucza). Zapłakał potem ojciec. Widzisz jaką ono miłość miało!

Więc, te drugie, „mądre”, które robią cały stos złych rzeczy, są lepsze? A to dziecko  chcieli zabić?

– Nie, geronda, ale … ciężki jest taki los dla rodziców.

– Ono wprowadzi też swoich rodziców do Raju … przez cierpliwość, którą okażą z jego powodu. Wejdą do Raju. 

***

W wojsku, kiedy było zimno, zmuszali nas do maszerowana w miejscu i kazali śpiewać – tak nas „podtrzymywali”, byśmy się nie przeziębili. To samo jest z modlitwą, która nie wychodzi z serca – zatrzymuje się jedynie na poziomie myśli, dalej nie dochodzi.

– Modlimy się, geronda, ale nasz umysł rozprasza się na lewo i prawo, dlaczego?

– Bo to modlitwa bez bólu! Byśmy się modlili sercem, trzeba poczuć ból. Kiedy uderzymy się w rękę czy w inne miejsce, nasz umysł koncentruje się w punkcie, w którym czujemy ból – tak samo by umysł skupił się w sercu, serce musi poczuć ból.

– Jak możemy znaleźć się w tym stanie, jeśli nie mamy określonego problemu, nie odczuwamy bólu?

– Przetwarzając ból drugiego w swój ból! Musimy pokochać drugiego, współodczuwać z nim, abyśmy mogli pomodlić się za niego. Pomału wyjść z siebie i zacząć kochać, współcierpieć z innymi ludźmi, najpierw z rodziny, a potem z wielkiej rodziny Adama, Boga. 

Św. Paisjusz Hagioryta

Z książki: Atanasjusz Rakovalis, Tak mi powiedział Święty Paisjusz

Źródło: Аутсайдери za Osotir


Tłumaczenie z greckiego: Konstantin Konstaktinov
Tłumaczenie z bułgarskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska

Autor

Redakcja orthodox.fm - Portalu Medialnego Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełmskiej.

Kontynuując korzystanie z tego serwisu zgadzasz się na używanie plików cookies. Więcej...

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close