Świąteczna Noc Paschy

Ojciec Arsenije Jovanović

W tym tygodniu znowu powitamy was: „Chrystos woskresie!”. Razem z ojcem Arsenijem Jovanoviciem przypomnimy sobie świąteczną noc Paschy i ponownie odczujemy słodką pamięć radości z nabożeństwa. 

/…/Nabożeństwo na święto Paschy trwało u nas pełne 4 godziny, od 12 do 4. Oczywiście, w porównaniu z monasterami na Świętej Górze to drobiazg, tam nabożeństwa trwają po 10-12-14 godzin, ale to i tak dobrze. Jak na początek to nie źle /…/. 

Tak więc, dla tych, którzy chcieli świętować owo Zmartwychwstanie trochę poważniej, jak podwiżnicy, nie było źle – 4 godziny to nie tak mało. Ale co to jest w porównaniu z wiecznością? Lub z wydarzeniami i dynamiką, które na nas Tam czekają? /…/ 

Czy wiecie, że w Grecji jest rzeczą zwykłą, kiedy w parafii – nie w monasterze, lecz w parafii – w czasie jakiegoś święta odbywa się czuwanie po 5-6-7 godzin. A jeśli kapłan opóźnia się, parafianie pytają go:  „Ojcze, czy dziś wieczorem nie będzie czuwania?“. Ludzie przyzwyczaili się do tego. A my, Serbowie, jak to się mówi, tylko czekamy, by nabożeństwo się skończyło, byśmy mogli pójść gdzieś porozmawiać, napić się czegoś, powymądrzać się. Rosjan, z kolei, nie można z cerkwi wyprowadzić. Coś się czyta przed liturgią, potem sama liturgia trwa długo. A po liturgii – jeden kanon, potem drugi kanon, potem jakiś molebień … „No dalej, kiedy w końcu wyjdą z cerkwi?“. Nie chce im się wychodzić z cerkwi. A bo po co wychodzić? Po co wychodzić, przecież tu czują się dobrze. Na zewnątrz jest świat, dom wariatów. No, nie mam nic przeciwko temu, żyjemy w tym świecie, kochamy go. Oczywiście, nie kochamy jego złych stron, lecz dobre. Złe strony mu wybaczamy, ale kiedy przychodzimy na nabożeństwo, po co nerwowo kręcić się na lewo i prawo, po co się śpieszyć? Przecież możemy pozostać dłużej, poczuć się jak na dobrej chrześcijańskiej imprezie. Nikomu nie chce się wychodzić, kiedy jest na imprezie, wszyscy chcą zostać, czekają, wyłączają światło … Ponieważ jest im tam dobrze. Oto tak musimy siebie wychować i modlić się do Boga o to, i żyć w taki sposób, by naprawdę odczuć piękno nabożeństwa, nawet jeśli jest ono dłuższe. Ponieważ, jeśli wtedy czujemy się dobrze (a mamy zagwarantowane, że będziemy się czuć dobrze, jeśli przystąpimy do nabożeństwa naprawdę od serca, otworzywszy swoje serce i umysł) – w tych chwilach, zwłaszcza na nabożeństwie, ale też, oczywiście, w trakcie naszych domowych modlitw, schodzi Duch Boży, schodzi łaska. I jest nam wtedy dobrze. Po co więc mamy się śpieszyć, chcieć, by szybciej się skończyło? Ale dlaczego w ogóle tak się śpieszymy? Gdyż przychodzi do nas zły i mówi: „Nie ugotowałeś mleka! Nie napompowałeś opon!”. I stajemy się nerwowi i śpieszymy się, jak ten miś z kreskówki. Ale w istocie nic nie jest tak ważne, to wszystko może poczekać. 

Pamiętam – to było dawno. Ale to nieważne, kiedy było, bo na Świętej Górze tak jest od zawsze. Pewnego razu byłem w skicie małej świętej Anny. Tam jest „Święta Anna” i „Mała święta Anna”. To pewien mały skit, który jest poświęcony matce Przenajświętszej  Bogarodzicy. Chyba był wtedy dzień świętej Anny. Poprzedniego dnia byłem w monasterze Watopedi /wielki grecki monaster na Atosie – not.tł./  i tam zapytano mnie: „Ojcze, czy chcesz pójść z nami do skitu świętej Anny, tam będzie czuwanie?”. „Dobrze!”, mówię. Poszliśmy tam, do głównego skitu, właściwie do jednego ze skitów – ich jest kilka, każdy jest osobny. Te skity są jak monastery. Ale to nie monastery z kinowią (życiem wspólnotowym), gdzie gości przyjmują, dają im celę, częstują ich itd. W skitach sytuacja jest inna. Tam często, kiedy zapukasz, otwierają i pytają cię: „Dzień dobry, czy w czymś pomóc?”. Poza przypadkami, gdy cię znają, gdy ktoś uprzedził ich o twoim przybyciu. To są małe wspólnoty, może to być, powiedzmy, starzec i 3-4, najwięcej 7-8 mnichów. Chronią swój spokój, ciszę, bo z tego powodu odeszli z monasteru z kinowią. To nie oznacza, że w takich monasterach jest źle, ale święci ojcowie mówią, że skit jest pewnego rodzaju wyższym stopniem w życiu duchowym – dla tych mnichów, którzy mniej-więcej pokonali swoje namiętności i myśli, trochę zwyciężyli samych siebie, nie walczą już jak początkujący. I pragną trochę więcej milczenia, więcej modlitwy, ciszy itd. I idą do skitów, a tam po prostu błogosławieństwo jest takie, że nie ma za wiele wizyt. Nie ma tego: „О, ojcze, jak się ojciec ma? Co nowego? Jaka piękna pogoda! Oto, morze jest spokojne“. 

Więc, tej nocy było czuwanie i dla tych, którzy zostali zaproszeni albo w jakiś sposób poleceni, drzwi skitu byłe otwarte. Dla gości przeznaczono pewien budynek, a częścią tego budynku była mała kaplica. Ten budynek  składał się z kilku części, koło niego stały inne domki, gdzie mnisi żyją, śpią, modlą się. W kaplicy odbywały się nabożeństwa głównie w soboty i niedziele, może odprawiali także jutrzenie. Ale liturgii codziennie nie było. W głównej części żył starzec razem ze swoim pomocnikiem, z którym dzielili tę samą celę. Więc – zaczęło się czuwanie. I zgromadziło się sporo ludzi. Najwięcej Greków. Niektórzy to byli przyjaciele mnichów, świeccy, kapłani z Grecji (nie z wysp). Myślę, że był też jeden biskup, trochę Rosjan, trochę Rumunów i para nas, Serbów. Zaczęło się około 6-ej po południu. Jednak … byłem zaskoczony. Pomieszczenie, dokąd nas wprowadzono, to był pewien wielki pokój gościnny, trochę podobny do tureckich pokoi, z różnokolorowymi dywanami. Zupełnie rodzinnie. Bez jakiegoś cerkiewnego wyglądu, zupełnie rodzinnie, przytulnie, a mnisi – w kapciach. Starzec też w kapciach. A tam, w kaplicy, zaczęło się nabożeństwo. Przyszli cerkiewni śpiewaki, tam często przychodzą śpiewaki, którym płaci się za nabożeństwo, ponieważ są doświadczeni, wszystko wiedzą. Ponieważ nie każdy mnich na Atosie potrafi wszystko zaśpiewać. A są też tacy, którzy nie mają  słuchu, ale robią wtedy coś innego. Uprawiają rośliny, dbają o drzewa owocowe, albo sprzątają, piszą, malują, itd. Każdy ma jakiś dar od Boga i korzysta z niego. Nie jest tak, że ktoś, kto nie ma talentu malarskiego, wysila się, bo chce malować. Jeśli nie potrafi, to nie potrafi. Tak samo jest ze śpiewem cerkiewnym. Albo z ogrodnictwem. Są ludzie, którym nic nie chce wyrosnąć. A są tacy, którzy, raz tylko popatrzą na coś i roślina odrazu kiełkuje. Każdy ma jakiś swój dar i to jest piękne. 

Tak więc, nabożeństwo już się zaczęło, ale widzę, nie wszyscy zgromadzili się w kaplicy. Nie, niektórzy siedzą, piją sobie kawkę, rozmawiają, piją jakiś małe uzo, mastykę. Patrzę – ależ to jest prawdziwa impreza, mnisza! Nabożeństwo trwa dalej, dobrze słychać śpiew – drzwi są otwarte. Ale w tym samym czasie ludzie rozmawiają, nie stoją tam sztywno, wszyscy się czują wspaniale. Do szestopsalmia, to znaczy do jutrzni, a to jest gdzieś około północy, możemy sobie wziąć rachatłukum, napić się kawki. A potem, oczywiście, niczego więcej nie można brać. Ponieważ tam, później, czeka na nas Komunia. Było świetnie, i trwało dosyć długo, gdzieś od 6-ej wieczorem do 6-ej rano. Tak naprawdę nie było łatwo, ale jakoś wytrzymałem. Ubiegłej nocy byłem na czuwaniu w Watopedi i po prostu umierałem ze zmęczenia. Zmagałem się, wychodziłem na zewnątrz, głęboko oddychałem i uderzałem się w policzki. „O Boże, pomóż mi bym nie usnął!“. A niebo czyste, wspaniałe. Męczyłem się, męczyłem, ale jakoś wytrzymałem. A gdzieś koło 2-ej przed końcem nagle – paf! Ani mi się chce spać, ani jestem zmęczony, ani drzemię, wszystko stało się krystalicznie jasne, czyste, przebudzone! I tak skończyło się nabożeństwo. Nie będę robił porównań z różnymi głupotami, ale dzisiejsi młodzi ludzie, biorący różne rzeczy by czuć się przebudzeni i pełni energii, nie wiedzą, że Boża łaska przebudza człowieka w najdoskonalszy sposób i wszystko robi się tak krystaliczne! Przypominam sobie: jest noc, a ja patrzę tam gdzieś na jakiś figowiec, około 100 metrów ode mnie. I widzę każdy listek na nim, wszystkie zmysły są szeroko otwarte. Ale trzeba popracować, trzeba się troszkę pomęczyć. Trzeba by zabolały cię kolana, by zabolał cię kręgosłup, by chciało ci się spać nie do wytrzymania. Żebyś czasami, kiedy drzemiesz, tracił świadomość. Trzeba włożyć wysiłek. Pan Bóg lubi śmiałych, śmiałych i wytrzymałych. A kiedy zobaczy, że jesteś na krawędzi swoich sił, ponieważ, oczywiście, On nas zna lepiej, niż my sami siebie, wtedy zsyła nam Swoją łaskę, która nas w pełni przebudza i wprowadza w liturgię. A na liturgii jesteś już przebudzony, otwarty, czysty i podchodzisz do Komunii. Ale w istocie już otrzymałeś Komunię, Pan Bóg na tej liturgii już ci dał Ducha Świętego, a wtedy Swoim Ciałem i Krwią z kielicha tylko błogosławi i koronuje dar, który już otrzymałeś. 

 Ojciec Arsenije Jovanović

Źródło: Монах Арсеније – Званични канал манастира Рибница


Tłumaczenie z serbskiego: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska

Autor

Redakcja orthodox.fm - Portalu Medialnego Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełmskiej.

Kontynuując korzystanie z tego serwisu zgadzasz się na używanie plików cookies. Więcej...

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close