O czym może myśleć ksiądz, kiedy jest na cmentarzu? Oczywiście, może myśleć o nietrwałości wszystkiego co ziemskie. Może jednak też o innych rzeczach. Jedną z możliwych odpowiedzi na to pytanie daje nam tekst o. Wladimira Dojczewa, który w tym tygodniu dla was wybraliśmy.
A nie obok śmietnika…
Kiedy człowiek przechadza się po cmentarzu, często może się natknąć na pewien przerażający widok. Oczywiście, można tam zobaczyć wiele przerażających rzeczy, ale ta umyka wielu … Ludzie ciągle wyrzucają krzyże swoich zmarłych, zamieniając je na płyty marmurowe. I ponieważ jest im niezręcznie pchnąć je do jakiegoś śmietnika, zostawiają je na boku. Jak się to robi ze starym płaszczem albo z używanymi butami. Być może przyda się jakiemuś nędzarzowi. Odnosisz wrażenie, że już nikt nie chce krzyży swoich przodków …
“A ty ciągle mówisz o cmentarzach!” – zarzucają mi czasami. Nie, ten tekst będzie o żyjących! I o naszych zostawionych lub porzuconych krzyżach. Od dawna już chciałem napisać krótkie słowo o tych, którzy niosą swe krzyże. O tych, których nikt nie zauważa, a oni cierpliwie kroczą swoimi życiowymi drogami, przetwarzając je w swoją mikroskopijną Via Dolorosa. Wiem, że wielu by chciało rozpoznać się w opisywanych przez mnie bohaterach, a jednak nie spieszcie się. Jest jeszcze czas. Jest też Ten, Kto zmierzy ciężar i jakość tego, co niesiemy.
Niedawno byłem na uroczystości z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Wszyscy tam obecni przekonywaliśmy dzieci jak ważnym jest by stale się rozwijać. Pogłębiać swoją wiedzę. Odkrywać i korzystać ze swoich talentów. I dlaczego to jest ważne. Ale jest coś, co prawie zawsze przed nimi ukrywamy. I nie z tego powodu, że jesteśmy na uroczystości i nie wolno nam zepsuć im nastroju. Po prostu sami uciekamy od tego tematu … Prędzej czy później człowiek musi stanąć przed wyzwaniem krzyża. Przyjąć go lub odrzucić. I swój wewnętrzny rozwój zacząć po tej odpowiedzi. Nie ma innej możliwości – bierzesz krzyż i idziesz za Chrystusem z wszystkimi bólami, które musisz przeżyć, lub zostawiasz go obok śmietnika i szukasz łatwiejszej drogi.
Na Krzyżu dokonuje się odkupienie świata. Ale na nim też zostaje pokonana upadła logika ludzkiego stworzenia. Władca wszystkiego uniża się w niewyobrażalnym stopniu przed tymi, którzy niczym na to nie zasłużyli. Źródło życia przyjmuje śmierć, by ożywić śmiertelników. I mówi do swoich uczniów: “ Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8:34) Dokąd ma podążać? Oczywiście drogą uniżenia samego siebie, śladami bólu w kierunku niewypowiedzianej radości Królestwa Niebieskiego.
Bieda jest w tym, że odrzucenie siebie jest ciężkie, zwłaszcza w czasach, kiedy ze wszystkich stron mówią Ci by pozostawać sobą. Lubimy abstrakcyjną, idealną miłość, o której mowa w operach mydlanych i na konferencjach naukowych, nie zaś tę, która się krzyżuje i o której napisane jest w Ewangelii. Przyjemnie się wtedy rozmarzamy, prawie zapominając, że krzyż jest miarą wszystkich naszych postępowań. Jesteśmy gotowi nawet naśladować Chrystusa, ale bez zbędnych ciężarów …
Każdy wie, jak można „odnieść sukces” w tym świecie. Dzięki małym kompromisom, które kropla po kropli tworzą bezkresne morze, po którym żeglują ci, którym się powiodło. Potrzebna tylko rakieta nośna. Potrzebny będzie ktoś, by cię popchnął. Tak nie jest od wczoraj. Nawet chory z sadzawki Betezda to rozumiał w ten sposób … I ty podobnie musisz być usłużnym swemu „dobroczyńcy”. Nauczyć się wycierać mu ręce po tym, jak je umyje. I w międzyczasie powtarzać mu, jak ważne jest to, co robi. Ktoś by to nazwał podlizywaniem się. Ale my o sobie w ten sposób nigdy się nie wyrażamy – tylko o innych. W naszym przypadku są to zasłużone komplementy. No, ale czasami same komplementy nie wystarczą. Musisz też coś zainwestować w swój sukces. Pewną kwotę pieniędzy albo … nazwijmy to niewielkim zignorowaniem sumienia, aby nasze określenie nie przekroczyło granic przyzwoitości. Ależ to nic takiego?! Warto to zrobić. Gdybyś tylko osiągnął swój cel.. Gdybyś miał odpowiednie wpływy, wtedy będziesz robił tylko „dobre rzeczy”. Czyż nie? Na takich „dobrych rzeczach” opiera się ten świat i nadal prosperuje w złym.
Tak się dzieje wszędzie. W fabrykach, w biurach, szkołach, ministerstwach, w dziedzinie sztuki, kultury … (o mało nie napisałem „i w religii”, dobrze, że tego nie zrobiłem). Prosperują elastyczni, dostosujący się, zdolni przetrwać i przystosować się. Każdy z was może opowiedzieć taką historię i zapytać: “Ależ co ten tam wyprawia?” Miałem znajomego, który twierdził, że problem naszego kraju leży w tym, że na bardzo ważnych stanowiskach znaleźli się posłuszni, niekompetentni głupcy, którzy potem łatwo stają się łajdakami. W istocie, jest to problemem nie tylko naszego kraju, lecz całego świata. Świat funkcjonuje według reguł, które mu narzucił „władca tego świata ”, wiele rzeczy kontrolujący poprzez nasze ambicje.
Są jednak i inni. Nie wszyscy. Chwała Bogu, nie wszyscy są zdolni do takich kompromisów. Dla nich pragnę wyrazić swoje uznanie. Ponieważ prawie nikt ich nie zauważa. To prawda, są ludzie, którzy zazdroszczą tym, którzy odnieśli sukces w nieuczciwy sposób. Pragną być na ich miejscu, ale nie mają ich służalczości. Nie o nich mowa. Lecz o tych, którzy po prostu przyjmują konsekwencje swojej normalności. Nawet nie nazwę tego uczciwością. Być normalnym to też jest krzyżem. Też jest godnością. Nie lada to rzecz patrzeć, jak twoje talenty kala, wyśmiewa, tłumi tryumfująca przeciętność i nie czuć żalu. Jest to wielkim wyczynem normalności. Jakkolwiek skromnie wygląda twoja życiowa sytuacja, człowiek ma tylko ją i w niej ujawnia jakim jest.
Nieść swój krzyż to oznacza zaprzeć się samego siebie w imię czegoś większego od siebie. Podporządkować siebie dążeniom Ewangelii. Wybrać krętą drogą do Raju zamiast autostradę do piekła. Przerażającym jest to, że określamy się jako prawosławni, idziemy w niedzielę na Liturgię, ale nasza cerkiewna świadomość znika wraz z wyjściem ze świątyni. W pozostałe dni tygodnia i chrześcijanie, i poganie, i niewierzący postępują w ten samy sposób. Marzą o tym samym blasku bijącym od ich ubioru, o tej samej karierze, niezależnie od tego, czy jest ona ubrana w garnitur czy w szatę księdza. Tych, którzy nie podporządkują się temu prawu, uważa się za przeciętnych i zapędza do kąta. Odrzuca się ich, aby poczuli troszeczkę takiego odrzucenia, które przeżył Chrystus na Golgocie. W ich ręce i stopy wbija się niezliczone problemy – ubóstwo, brak możliwości samorealizacji, niedocenianie, ignoruje się ich, stara się pozbawić sensu ich egzystencję …
Pamiętam jak przed laty dałem jednemu przyjacielowi do przeczytania żywot św. Nektariusza z Eginy. Zwrócił mi go ze słowami: “Czytałem, czytałem i czekałem na happy end. Ale on nie nastąpił.” Odpowiedziałem, że nic nie zrozumiał. Święty Nektariusz jest opiekunem odrzuconych. Jeśli urodziłby się teraz, jestem pewien, że miałby jeszcze cięższe próby. Jeszcze większe intrygi i oszczerstwa. Na pierwszy rzut oka jego żywot przestawia typowy obraz niesprawiedliwości w życiu. Wybitny i utalentowany człowiek prześladowany na wszelkie sposoby, umiera jako ostatni ubogi w szpitalu. Prawda jest jednak taka, że jeszcze za jego życia ludzie będący w potrzebie docenili go. A teraz jest opieką i natchnieniem dla tysięcy na świecie. A jego poniżenie przemieniło się w rajską rozkosz … Gdyż jeśli nawet cię ludzie nie zauważą, to nic nie znaczy. Ważnie jest by Bóg cię zauważył. Święty Jan Ruski był niewolnikiem złego poganina. I tylko to, nic poza tym. Modlił się i kochał Boga. I tylko Jego miał za Przyjaciela. A teraz czyni cuda i wszyscy chcemy być jego bliskimi.
Więc, człowiekowi nie wolno obchodzić swego krzyża ani z lewej, ani z prawej strony. Nie wolno mu też naśladować przebiegłości tego świata, ani relaksować się obojętnie jak truteń przed telewizorem uspokajając samego siebie, że jest się niedocenionym geniuszem. Ponieważ nie każdy, kto nie spełnił swoich ambicji niesie krzyż. Może być zwykłym leniem. Ale w obu przypadkach mowa o niezrozumieniu słów “niech się zaprze samego siebie”. Musimy iść za Chrystusem, ponieważ Zbawiciel nie jest zależny od naszych napisanych i nienapisanych reguł. Jeśli komuś da talent, sprawi tak, by się ten talent pomnożył. Ale to pomnożenie musi odbyć się kosztem naszego egocentyzmu. Kiedy uzyskasz pokorę, otrzymasz też wszystko pozostałe, nawet tutaj, na ziemi. Jest wystarczająco wiele przykładów uczciwych ludzi, talent których ujawnił się bez zwyczajowych kompromisów. I odwrotnie: “Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę? ” (Мark 8:36-37)
W istocie, rzadko można napotkać takich ludzi, o których mówię. W czasie nabożeństwa stoją w rogu świątyni. Prawie zawsze się śpieszą, by wyjść zaraz po jego zakończeniu i martwią ich liczne bitwy, które toczą. Wyglądają zwyczajnie i nie mają śmiałości uważać się za mądrzejszych od innych. Ale wokół nich jest pięknie. Nikt Ci nie pomoże tak szybko, jak ten, kto nosi swój własny krzyż i stara się ukrzyżować na nim swego starego człowieka. Stary człowiek chce wszystkiego dla siebie, a nowy umie żyć dla innych, bez niepotrzebnych roszczeń, bez ciągłych narzekań. Ci mali cicho niosący swój krzyż bohaterowie są zawsze gotowi przyjąć i obcy krzyż. I myślę sobie, że są jednym z powodów, dzięki którym nasza ziemia nie wybuchła jeszcze od naszych nadmiernych egoistycznych głupot.
Bardzo mnie niepokoi, że młodzi ludzie coraz trudniej uczą się tej lekcji, gdyż coraz rzadziej ich tego nauczamy. Dlatego mówcie swoim dzieciom by najpierw szukały Królestwa Niebieskiego, a wszystko inne będzie im dodane. A nie odwrotnie. Talenty otrzymujemy od Boga. I nie ma większej gwarancji na ich realizację niż przestrzeganie Bożych przykazań. Niż kierowanie się Bożymi kryteriami dobra i zła. Tak, to trudne. Tak, to boli. Tak, jeśli podążasz za Chrystusem, możesz okazać się outsiderem nie tylko w biurze, lecz nawet w ziemskiej części Cerkwi (jak się to stało ze św. Nektariuszem). Ale ta droga nie jest fałszywa. Po niej szli wszyscy święci. W czasach, w których żyli każdego z nich uciskała logika świata. Życie ich jednak miało sens nie tylko dla nich samych, lecz także dla nas. Pomagali wtedy i teraz pomagają. A nagroda, którą uzyskali, przekracza ambicje każdej ludzkiej wyobraźni.
Nośmy krzyże, które mamy, godnie. Bez narzekania. Bez uraz. Bez pretensji, że doświadczamy niesprawiedliwości. Czyż Chrystus został sprawiedliwie ukrzyżowany z powodu jakiegoś Swego wykroczenia? Jednak wszystko zniósł dla nas. Czyż i my nie możemy znosić naszych małych niesprawiedliwości życiowych? Ktoś powie: “Czy to znaczy, że muszę się godzić na niesprawiedliwość?” Oczywiście, że nie. Ale człowiek najpierw musi oczyścić swoje wewnętrzne niesprawiedliwości, odróżnić, kiedy w nim odzywa się jego egoizm i bezczelność, a kiedy śmiałość w obronie prawdy. Wszystkie próby dopuszcza Bóg dla naszego doskonalenia się jako Swych przyjaciół. Jako dla mieszkańców niebiańskich. Kiedy przejdziemy przez próby zwycięsko i z pokutą, będziemy mogli wdrożyć Bożą prawdę w tym świecie i pomóc innym pozbawionym praw. Nie wcześniej jednak … Oprócz tego, człowiek musi nieść swój krzyż nie dlatego, że jest to trudne lub łatwe, dogodne lub niedogodne, lecz po prostu dlatego, że Chrystus nam polecił tak robić. Dla tego, kto kocha Boga, to zupełnie wystarczy.
Miejsce krzyża jest na ramionach, nie obok śmietnika … W tym zdaniu jest całe moje kazanie.
Ojciec Władimir Dojczew
17 września 2021 roku
Żródło: Аутсайдери
Tłumaczenie z bułgarskiego na polski: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska