Dzisiaj opowiemy wam historię, która, gdyby nie była związana z Bogiem, przypominałaby wymyślony scenariusz niezbyt ambitnego filmu z kategorii tragedia. W rzeczywistości jednak ta historia jest prawdziwa, jest związana z Bogiem i mówi nie o ludzkiej tragedii, lecz o Bożym miłosierdziu. Jej autorem, który także uczestniczył w niej osobiście, jest Ojciec Wiorel Kożokaru ze świątyni św. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kiszyniowie. Ojciec Wiorel jest także założycielem świątyni dla głuchoniemych w Republice Mołdawii, gdzie nabożeństwa są odprawiane w języku migowym.
Historia Zemfiry
Pan Bóg zaszczycił mnie na okres siedmiu lat odbywaniem posługi kapłańskiej w kaplicy więzienia „Prunkul“ w Kiszyniowie. Wolontariusze zgłaszający się spośród więźniów pomagali mi w śpiewie i czytaniu w czasie nabożeństw. Ich obowiązki obejmowały także przygotowywanie pozostałych więźniów do tajemnicy Świętej Spowiedzi i Komunii. Dzień wcześniej dawali im do czytania modlitewnik albo jakąś inną książkę z naszej skromnej biblioteki.
Chciałbym wam opowiedzieć o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce jesienią 2008 roku. W więzieniu, w którym służyłem, znajduje się szpital, gdzie są leczeni mężczyźni i kobiety. W jednej z celi dla kobiet na oddziale chirurgicznym przebywała pewna Cyganka, która miała na imię Zemfira. Jeden z moich pomocników przyszedł pewnego razu do tej celi i zapytał czy ktoś chce przyjść do świątyni na nabożeństwo. Miał ze sobą modlitewnik dla tych, którzy by chcieli przygotować się do spowiedzi i komunii. Zemfira odpowiedziała: „Chcę pójść do świątyni, ale nie potrzebuję twoich ksiażek“. Zemfira miała około 36 lat, była bardzo ładna i jak słyszałem, „rozpustna“. Do więzienia dostała się w wieku 16 lat z powodu zabójstwa swego noworodka i innych poważnych przestępstw kryminalnych.
Rano Zemfira przyszła na nabożeństwo do kaplicy. Tego dnia, przed nabożeństwem, czytaliśmy trzy kanony: do Pana Naszego Jezusa Chrystusa, Przenajświętej Bogarodzicy i Anioła Stróża oraz regułę przed Świętą Komunią. Zemfira stanęła w drzwiach za wszystkimi i zaczęła paskudnie się zachowywać. Przekręcała słowa w swoich modlitwach i brzydko gestykulowała rękami. Oczywiście bardzo przeszkadzała i mi i pozostałym więźniom, mężczyznom i kobietom, których było koło 35 osób. Ale nikt nie ośmielił się jej powiedzieć ani słowa, ponieważ miała wielki autorytet w świecie przestępców. Mimo swego stosunkowo młodego wieku była na szczycie hierarchii w więzieniu i wszyscy więźniowie szanowali ją, a wielu z nich po prostu jej się bało.
Więźniowie ciągle się obracali i patrząc na jej żarty nie mogli powstrzymać śmiechu. Podszedłem do niej i zapytałem:
– Jak masz na imię?
– Zemfira – odpowiedziała.
– Bądź cicho, proszę Cię.
– Dobrze, – powiedziała i dalej kontynuowała swoje poprzednie zachowanie.
Po przeczytanych modlitwach, wyspowiadałem wszystkich więźniów.
Zwróciłem się do kobiety, która była współlokatorką Zemfiry: „Dzisiaj nie mogę Cię dopuścić do Komunii. Musisz wypełnić epitymiję (pokutę), którą Ci zaraz wyznaczę i po dwóch tygodniach bedziesz mogła podejść do Komunii“. Potem zwróciłem się do Zemfiry:
– A czy Ty nie chcesz się wyspowiadać?
– Nie. Bo jeśli Ci wyznam swoje grzechy, osiwiejesz przedwcześnie.
– A więc po co przyszłaś do świątyni? Nie spowiadasz się, nie modlisz i nie słuchasz nabożeństwa … Czy przyszłaś po prostu na spacer?
– Nie, przyszłam zobaczyć, czy nasz ksiądz jest przystojny! – odpowiedziała mi bezczelnie. Wtedy powiedziałem z westchnieniem: “Panie, niech będzie Twoja wola!”
Po dwóch tygodniach wysłałem swego pomocnika do celi Zemfiry – do tej kobiety, której wyznaczyłem epitymiję, by jej przypomnieć o Komunii i żeby jej przekazać, że może się przygotować do przyjęcia Świętych Tajemnic.
Mój pomocnik poszedł z modlitewnikiem w ręce i powiedział jej: „Ojciec kazał Ci przekazać byś przygotowała się do Komunii i przeczytała wszystkie przeznaczone do tego modlitwy.
Zemfira nagle do niego podskoczyła.
– Ja też chcę jutro przyjść do świątyni.
– Nie, Ty nie będziesz przychodzić, ponieważ ostatnim razem zachowałaś się źle na nabożeństwie.
– Proszę Cię, też chcę przyjść! Daj i mi do czytania jakąś świętą książkę.
Mój pomocnik dał jej Psałterz.
Nie wiem co właściwie czytała i ile czasu czytała, ale następnego dnia jej współlokatorka podeszła do mnie i powiedziała:
– Ojcze, u Zemfiry zrobiło się coś nie tak z głową. Chyba szaleje.
– Nie rozumiem. Opowiedz mi bardziej szczegółowo…
– Płakała całą noc. Troszkę przeczyta – i zaczyna płakać. Znowu przeczyta – i znowu płacze. Nie wiem co tam czytała, ale płakała jak nigdy wcześniej.
Kiedy wyspowiadałem wszystkich więźniów, poszedłem zobaczyć co się dzieje z Zemfirą. Klęczała w rogu. Jej twarz była spuchnięta z płaczu. Milczała.
– Czy chcesz się spowiadać?
– Tak, ojcze, chcę. Ale nie będę się spowiadać jak inni.
– Czyli jak?
– Chcę się spowiadać na głos, aby mnie usłyszeli wszyscy więźniowie.
Przyprowadziłem ją do świątyni i stanąłem przed ikoną Zbawiciela. A Zemfira obróciła się twarzą do więżniów i zaczęła się spowiadać przed wszystkimi! Jej spowiedź trwała 45 minut. Każdy grzech oblewała łzami, a w końcu pokłoniła się do ziemi i powiedziała: „Wybaczcie mi, proszę“.
Kiedy skończyła, pomyślałem sobie, że należy dopuścić ją do Komunii. Z drugiej strony, według reguł świętego Bazylego Wielkiego powinienem odłączyć ją od Komunii na 300 lat – wszakże popełniła bardzo poważne grzechy. Z jej słów dowiedziałem się, że jej babcia ochrzciła ją w dzieciństwie, ale nigdy nie przystępowała do Komunii. Tak więc to byłaby jej pierwsza Komunia. Nie jadła nic od rana. Pomyślałem: „Co by zrobił Chrystus po takiej spowiedzi?“ I modliłem się do Boga tymi słowami: „Panie, jeśli ją dopuszczam do Komunii niegodnie, proszę Cię, nie karz jej, lecz spraw aby ten grzech spadł na mnie“. I udzieliłem jej Komunii.
Po Komunii jej twarz zajaśniała ogromną radością, śpiewała: „Alleluja!“. Promieniała takim szczęściem, jakie byłoby trudne do odnalezienia i wśród prawosławnych żyjących na wolności.
Wieczorem zadzwonił do mnie strażnik więzienia: „Ojcze, nasza Zemfira zmarła“.
O godzienie 21 przyjechałem do więzienia i zapytałem jej współlokatorkę co się stało. A ona tak mi odpowiedziała:
– Ojcze, była taka pełna radości z powodu Komunii! Po nabożeństwie modliła się do Boga, rozmawiała ze mną o Bogu, o pokucie, o wierze, o miłości i znowu opłakiwała swoje grzechy. O ósmej wieczorem powiedziała do mnie: „Coś mi niedobrze“.
Poszła wziąć przysznic, wykąpała się, ubrała w najlepsze swoje ubranie i powiedziała mi: „Teraz umrę, dajcie mnie świecę“.
Przyniesiono jej świecę, odwróciła się do ściany i umarła!
Następnego dnia lekarze zwołali konsylium. Zemfira miała być operowana na przepuklinę, nie miała jednak żadnej innej poważniejszej choroby, która mogłaby wywołać nieoczekiwaną śmierć.
Myślę, że nasz miłosierny Bóg cieprliwie czeka na nawrócenie każdego grzesznika, jak to się zdarzyło z rozsądnym łotrem na krzyżu. A kiedy człowiek zwróci się do Niego całym sercem, zabiera go do Siebie. Kto wie co zobaczymy w dzień Powtórnego Przyjścia Chrystusa – my wszyscy, którzy uważamy, że jesteśmy kimś znaczącym i którzy pogardzamy tymi, którzy są odrzucani w tym świecie?
Ojciec Wiorel Kożokaru
Kiszyniów, Mołdawia
Żródło: Манастир Јовања – Ваљево
Tłumaczenie z serbskiego na polski: Dimka Savova
Redakcja polska: Joanna Wyspiańska